Botswana – Nata
Podróż wciągnęła nas na dobre. Tempo przyspiesza i tętno też 😉
Opuściliśmy teren północnej Botswany i styku 4 krajów i ruszyliśmy na południe. Kolejny punkt na trasie naszej podróży to miejscowość Nata. Droga, jedyna asfaltowa prowadziła pionowo z Kasane w dół. Ruch na drogach nie był zbyt duży. No, ale przede wszystkim w końcu pojawiły się wyczekiwane słonie. Były przy drodze spokojnie pochłaniając kilogramy liści z zielonych o tej porze krzaków i drzew. 
Gdy podjeżdżaliśmy, opuszczaliśmy wielkie okna naszej ciężarówy i spokojnie się im przypatrywaliśmy. One też na nas zerkały kątem oka, czasem po chwili odchodziły w głąb buszu. Wspaniałe zwierzęta. To bardzo przykre, że według statystyk co kwadrans ginie jedno to zwierzę. Bądź z rąk kłusowników bądź w wyniku legalnych polowań. W Botswanie prawo pozwala strażnikom parku strzelać do kłusowników „kill to die”, gdy natrafią oni na kłusownika celującego do słonia. W ciągu ostatnich stu lat populacja słonia afrykańskiego zmniejszyła się o około milion osobników.
Zatrzymaliśmy się na lunch w znanym miejscu, popularnym wodopoju słoni w porze suchej „Elephant Sand’s”. Wokół oczka wodnego stały duże namiotowe domki. Można tu nocować i obcować z dziką przyrodą.
Dotarliśmy do naszej lodge późnym popołudniem. Pięknie położona, z dala od wszystkiego, w buszu. Każda para miała osobny, elegancki domek.
Wieczorem obchodziliśmy urodziny jednej z uczestniczek. Był tort i śpiewane życzenia. My z Nico tradycyjnie zadbaliśmy o mapę, na której wyrysowaliśmy trasę naszej podróży. Każdy złożył na niej swoje życzenia dla Eli. Sto lat!












