Peru – Arequipa
Z Nazca do Arequipy jechaliśmy nocnym busem. Na dworcu autobusowym było sporo czekających osób i co kilka minut podjeżdżały nocne busy dalekobieżne, którymi można było jechać do Limy czy właśnie na południe do Arequipy.
Autobusy są piętrowe, z rozkładanymi prawie do poziomu fotelami, klimatyzacją, telewizorami w fotelu przed, niemal jak samolot. Jest tez oczywiście toaleta. Między fotelami zasłonka, by moc oddzielić się od sąsiada.
Nasz ruszył z ok 40 min opóźnieniem. Podróż trwała niecałe 11h. Przez sen czułam jak autobus wjeżdża na coraz wyższe wysokości, krętymi spiralami.
Droga była jednopasmowa, głównie jeżdżą nią ciężarówki, które zwłaszcza na podjazdach spowalniały podróż. Gdy zrobiło się jasno mogliśmy podziwiać pustynne, górskie krajobrazy. W dolinach skupiska domków, małych, widać, że bardzo biednych. Zastanawiam się, z czego żyją tu ludzie, bo ziemia wyglądała na tak nieprzyjazną i suchą, że trudno tu pewnie cokolwiek uprawiać.
Arequipa to duże miasto, drugie pod względem liczby mieszkańców po Limie. W jej tle dwa majestatyczne wulkany. Chachani 6075m n.p.m. podobno jeden z najłatwiejszych tysięczników do zdobycia, bo autem terenowym można wjechać aż na 5000mnpm i stąd ruszyć na szczyt pokryty śniegiem. Ten wulkan jest uśpiony od tysięcy lat. Drugi – El Misti 5822m n.p.m. czynny, z ostatnią niewielką erupcją w 1985 r.
Misti nazywany jest „wulkanem gentelmanem”, ze względu ns jego idealny stożkowaty kształt.
Po przybyciu do Arequipy pojechaliśmy prosto do hotelu. W hotelowym lobby zaparzyliśmy sobie pierwszą filiżankę herbatki z liści koki. Pomaga w leczeniu objawów choroby wysokogórskiej, głównie ból głowy, zawroty czy mdłości. Arequipa leży na wysokości ok 2300m n.p.m. jak kenijskie Iten. Chwilowo czujemy się bardzo dobrze.
Po krótkim odpoczynku poszliśmy na spacer i późne śniadanie. Biała zabudowa mocno razi w oczy. Duży plac centralny, przy nim katedra, ją zwiedzimy jutro.
Dziś zajrzeliśmy do Museo Santuarios Andinos, w którym przechowywana jest chyba najsłynniejsza mumia na świecie, Juanita. Zwłoki dziewczynki, ok 12 letniej, która była ofiarą złożoną bogom w ofierze odkryto na zboczach wulkanu Ampato w 1995r. Poprzez erupcję sąsiedniego wulkanu zaczął topić się lodowiec, który odkrył kawałek mumii.
Inkowie składali takie ofiary z dzieci na wysokościach górskich, aby przebłagać bogów i zapewnić urodzaj lub uspokoić wulkany.
Dzięki zimnu i wysokości (ponad 6000m n.p.m.) jej ciało zachowało się w wyjątkowo dobrym stanie – z widocznymi włosami, skórą i ubraniami.
W muzeum jest też ceramika i tekstylia z tamtego okresu.
Dziś dzień był luźniejszy, na odpoczynek po podróży i aklimatyzację. Kupiliśmy sobie z yacoolem po swetrze z alpaki. Miejscowi straszą zimnem w Puno, do którego też się potem wybieramy. Sprzedawcy w sklepikach potrafią powiedzieć kilka słów po polsku. Widać, że Polacy są tu częstymi gośćmi.
Wieczorem poszliśmy na kolację. Plac de Armas był wypełniony miejscowymi i turystami. Katedra była pięknie oświetlona nocą katedra. Pod jej murami lokalny zespół folklorystyczny, który przyjechał z Puno, dawał występ. Mężczyźni i chłopcy na twarzach mieli maski zwierząt. Grali na peruwiańskich instrumentach zwanych siku. W kulturze andyjskiej gra się na nich w duecie – jedna osoba gra „połówkę” dźwięków, druga drugą. Symbolizuje to komplementarność i harmonię (zasada yanantin w kosmologii andyjskiej). Ciekawy akcent na koniec dnia.