Słowenia – jezioro Bohijn

 

Po wczorajszych emocjach dziś miał być luźniejszy dzień. Obiecałam Jankowi, że śpimy do oporu. U mnie była to 6:30… I co tu robić… Biegać mi się dziś nie chciało, ale wyszłam po cichu, by nie budzić młodego na poranny spacer ( w końcu ma wakacje ;)).

Mieszkamy w niedużej wiosce w dolinie otoczonej górami, pomiędzy dwoma znanymi jeziorami Bledem i Bohinj. Wcześnie rano było pusto, ale też w ogóle jest tu fajnie i spokojnie, a mimo to blisko do różnych ciekawych miejsc.
Zrobiłam rundę po wsi, zaszłam do kościoła na wzgórzu. Z wnętrza dochodziła bardzo ładna melodia grana na organach, myślałam, że jest msza i zajrzałam po cichu do środka, ale kościół był pusty. Może organista robił sobie próbę. Przed kościołem był nieduży cmentarz. Bardzo zadbany, skromne groby bez dużych pomników, za to każdy starannie przyozdobiony kwiatami.

Zrobiłam rekonesans okolicy pod kątem biegania. W dolinie są ścieżki rowerowe, które idealnie nadający się na trening. Może w poniedziałek coś pobiegam.
Wróciłam, a Janek nadal spał. Zarobiłam śniadanie i nawet zaczęłam już trochę stukać garnkami, ale i to niewiele dało. No ok, miało być spanie do oporu, tylko że wcześniej nie ustaliliśmy wspólnej definicji tego słowa 🤣

Po późnym śniadaniu pojechaliśmy nad jezioro Bohinj. Słońce mocno grzało, choć prognoza ostrzegała przed deszczem i burzami. Wokół jeziora prowadziła szutrowa ścieżka, niektórzy biegali, inni jeździli rowerem. Po jeziorze ludzie pływali na supach i kajakach. Na polanie obok ktoś wylądował właśnie w tandemie na paralotni. Super, może następnym razem tego spróbujemy.
Póki co z atrakcji musiała nam wystarczyć kąpiel w alpejskim jeziorze, a woda wcale nie była taka zimna jak się spodziewałam.

Potem poszliśmy na spacer na punkt widokowy Vogar. Podeszliśmy około 500 m pod górę. W połowie marszu lunął deszcz i w ciągu kilku minut byliśmy totalnie mokrzy. Chwila konsternacji, co robimy. Postanowiliśmy mimo deszczu iść dalej. I to była dobra decyzja, bo padać w końcu przestało, a na górze wyszło słońce i mieliśmy cudowne widoki na okolice. Do tego schronisko, gdzie zjedliśmy szybko obiad, by zdążyć zejść przed kolejnym oberwaniem chmury.
Deszcz padał przelotnie w sumie cały dzień, ale nie na tyle mocno, by nas ograniczać 😉
Pojechaliśmy jeszcze wzdłuż jeziora zobaczyć starą cerkiew. W pobliżu były firmy, które oferowały różne aktywności, w tym wynajem kajaków czy rowerów. Chyba nam już czasu nie starczy, by skorzystać ze wszystkiego. Spokojnie możnaby tu spędzić dwa tygodnie, a może i miesiąc i miałoby się codziennie co robić.

Wróciliśmy do naszej wioski. Janek został już na miejscu, a mnie nosiło, by gdzieś jeszcze pochodzić. Zwłaszcza, że wyszło słońce i dolina wyglądała cudownie. Zaliczyłam kolejny spacer po pobliskich górkach i usatysfakcjonowana wraz z chowającym się za górami słońcem wróciłam do domku. Cudownie 😊

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.