Kilimanjaro Airport Marathon

  • 23621287_10212525944536115_8074026382370328175_n
  • 23621335_10212525941496039_715528833914037466_n
  • 23621961_10212525942896074_3411631771245195204_n
  • 23622373_10212525946776171_2082513643195257726_n
  • 23622410_10212525947256183_8487041789085634549_n
  • 23659411_10212525940776021_6940066388785768225_n
  • 23659610_10212525948296209_846222936992440605_n
  • 23722342_10212525941136030_6666385075246810404_n
  • 23722742_10212525943736095_4373039708684906508_n
  • 23754772_10212525946416162_1059471177129109994_n
  • 23755060_10212525940416012_2064953736517092471_n
  • 23755226_10212525947656193_2521797956918761481_n
  • 23755797_10212525942416062_1963219498228216452_n
  • IMG_20171119_061320
  • IMG_20171119_061708
  • IMG_20171119_062124
  • IMG_20171119_064425
  • IMG_20171119_065931
  • IMG_20171119_072514
  • IMG_20171119_093136
  • IMG_20171119_093452
  • IMG_20171119_093616
  • IMG_20171119_110720
  • IMG_20171119_111434

 

Pobudka o 4:20. Nie jest nam dane wyspać się na wakacjach.
Noce są tu bardzo upalne. Nawet pod prześcieradłem nie da się spać. Szybki, zimny prysznic i idziemy do chłopaków, skąd o 5 rano miał nas wszystkich odebrać bus i zawieźć na start biegu. Ekipa była już na nogach, pili herbatę z termosu, niektórzy dodatkowo jedli chapati i mandazi. Meshack powiedział, że lubi przed treningiem wypić herbatę, bo wtedy jej liście rozjaśniają mu umysł. Mhm, nie wiem, gdzie on w tej mieszance cukru i mleka wyczuwa w ogóle posmak herbaty…

Okazało się, że w Tanzanii czas płynie podobnie jak w Kenii, a nawet wolniej. Kierowca zamówiony przez Nelsona spóźnia się pół godziny. Do tego przyjeżdża minibusem na 8 osób, a nas jest 15! Upchnęli nas ciaśniej niż sardynki w puszce. W końcu ruszamy. Na linię startu przyjeżdżamy kwadrans przed startem. Ledwo wysiedliśmy z busa lunął deszcz, na krótko, ale konkretnie. Na dworze nadal ciemno. Biegacze dopiero się schodzą. Mija 6 godzina, na którą zaplanowany był start i nic się nie dzieje. Pytam kogoś z obsługi o godzinę kiedy ma się odbyć start maratonu. Okazuje się, że jest przesunięcie o godzinę. Nelson zapewniał nas i wczoraj i dziś, że będzie media car dla prasy i że mamy w nim miejsca. Szukamy wszędzie tego pickupa. Pytamy ludzi z obsługi i policję, nikt nic nie wie. Nelson się gdzieś zmył, wkurzeni poddajemy się. O 7 wystartował maraton. Około 100 biegaczy. W tym momencie ktoś mówi, że leading car był i jedzie przed czołówką. Wskakujemy więc na motorek i każemy kierowcy gonić samochód. Po 100 metrach zatrzymuje nas policja i nie pozwala jechać, bo droga zamknięta, bo bieg. Dostajemy szału, nikt tu nie mówi po angielsku, nie idzie się z nikim dogadać. Kapitulujemy po raz drugi. Wtedy pojawia się jakiś gość, mówi po angielsku i chce nam pomóc. Tłumaczy policjantom, że jesteśmy dziennikarzami i że musimy się dostać do auta na czele biegu. Puszczają nas, wsiadamy na dwa motorki i gaz do dechy. Prawie mi głowę urwało. Mijamy biegaczy wśród nich Meshacka, biegnie z dwoma chłopakami na przedzie. Na krzyżówce zsiadamy z motorków, płacimy i czekamy na leading car. Jak się zbliża machamy i krzyczymy, by stanął. Jadą w nim jedynie policjanci, nie zatrzymali się, bo to nie był media car. Potem okazało się, że media car był, ale tylko dla półmaratonu. Poddajemy się ostatecznie, łapiemy stopa i wracamy na lotnisko, gdzie jest meta. Siadamy w pobliskiej restauracji, zamawiamy soki i mandazi.

Obserwujemy start półmaratonu i funbiegu na 5 km. W połówce startuje bardzo wielu biegaczy, dojrzeliśmy 3 białe twarze. A miało ich być niby „a lot”. Rozmawiamy z poznanym wczoraj gościem, który jest sekretarzem generalnym w Athletics Tanzania. Mówi nam o całej liście błędów i niedopatrzeń. Opóźnienie w starcie to tylko mały szczegół. Trasa została zmieniona w ostatniej chwili. Ponoć policja się nie zgodziła na wcześniejszą wersję. Do tego motor, który jechał na przedzie biegu na 5 km pomylił drogę, więc potem odmierzył 2,5 km na swoim liczniku i po prostu zawrócił. Trasa biegu połówki i maratonu pokrywała się. Ani trasa ani kilometry nie były dobrze oznaczone. Biegacze nie wiedzieli, gdzie biec. Pytali się tych, którzy już byli za nawrotką. Nasz znajomy Daniel mówił nam potem, że dwa razy się zatrzymał i pytał o drogę.

Jak biegacze dobiegali do mety nie było wiadomo czy to nadal, ci którzy kończą półmaraton czy już czołówka maratonu. W końcu wypatrzyliśmy Duncana, z naszej ekipy, kończył maraton jako pierwszy, około 2 minuty za nim dobiegł Meshack. Warunki do biegania były bardzo trudne. Nie wszyscy ukończyli. Karetka zwoziła mdlących z trasy i na trawie udzielano im pomocy. Wśród nich był Jackson, z naszej ekipy, biegł na trzeciej pozycji, ale na około 3 km do mety padł. Po porannym deszczu zrobiło się bardzo parno, biegacze kończyli zawody w pełnym słońcu. Bardzo się cieszymy, że Meshack dobiegł w zdrowiu i to na drugim miejscu! Mówił, że biegli grupą około 8 osób, na około 28 kilometrze Duncan zaatakował. Grupa się rozerwała. Meshack trochę odpuścił, a potem zaczął gonić i wyprzedzać kolejnych zawodników. Większość, która ukończyła dzisiejszy bieg ledwo chodzi, Meshack sobie truchta, w ogóle nie czuje nóg! Nie może być tak, że zwycięzca na mecie ledwo chodzi, a drugi na mecie wygląda jakby przebiegł co najwyżej dychę – powiedział yacool. Już planuje z Meshackiem treningi szybkości i pracę nad rozluźnieniem pleców. Nogi ma bardzo mocne, najsilniejsze z tej ekipy.

Czekamy na dekorację. Siedzimy na polanie pod rozstawionymi namiotami. Jakieś grupki Tanzańczyków próbują wzbudzać zadymę. Policja studzi nastroje, skutecznie. Okazało się, że chodzi o brak medali za ukończenie biegu. Na stronie organizatora było napisane, że każdy kto ukończy bieg niezależnie od dystansu i czasu otrzyma pamiątkowy medal i t-shirt. Na mecie ich zabrakło co nie spodobało się lokalsom. Upał okrutny. A my czekamy już chyba z godzinę, aż kolejny oficjel skończy przemawiać. Oczywiście wszyscy gadają w suahili, taki to tutejszy międzynarodowy maraton. A przemawiają strasznie długo. Każdy chyba chce się wykazać. Część ludzi śpi na plastikowych krzesełkach.

Ze względu na stan zdrowia Jacksona postanowiliśmy zostać tu do jutra. Dziś nie byłby w stanie podróżować tyle godzin. Mamy nadzieję, że jak odpocznie i się nawodni, to jutro będzie się lepiej czuć. Póki co dostał kroplówkę z glukozą, zawieszali je na gałęziach drzewa, pod którymi służby medyczne kładły mdlących zawodników.

Wymieniliśmy na lotnisku kasę na jeszcze jeden dzień pobytu. Podobno dziś w Nairobi były zamieszki, dotyczące wyborów prezydenckich. Więc w sumie to dobrze, że zostajemy tu jeszcze jedną noc. Popatrzymy sobie na Kili.

P. S. Oficjalnych czasów jeszcze nie znamy. Mamy tylko screen z zegarka Meshacka.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.