Gran Canaria – interior

 

Zakładałam, że na wybrzeżu, da się biegać po promenadzie względnie płasko. A jednak nie… Rano wyszliśmy na rozruch. Poleciałam w kierunku wydm w Maspalomas. Mimo, że nie było bezpośredniego słońca i przebiegłam może z 6 km byłam nieźle zagrzana.

Po śniadaniu wyruszyliśmy wgłąb wyspy. Na niebie było trochę chmur. Nie przeszkadzało nam to, przynajmniej skóra trochę odpocznie. Celem było dotarcie pod słynną skałę Roque Nublo. Jadąc w interior co chwila zatrzymywaliśmy się na różnych punktach widokowych. Na Gran Canarii, podobnie jak na Teneryfie wystarczy przejechać dosłownie 20 km, by znad morza znaleźć się w górach i to całkiem wysokich.

Super widoki po drodze. Stanęliśmy na punkcie, który jest przygotowany do obserwacji nocnego nieba i gwiazd. Znajdował się tam okrągły diagram z narysowanymi konstelacjami gwiazd. Wystarczy ustawić na miesiąc, który aktualnie jest i będąc w tym miejscu o 22 można sobie rozszyfrować jakie gwiazdy się widzi. Była też strzałka wskazująca, gdzie można dostrzec gwiazdę polarną.

Jechaliśmy przez góry i doliny, przekraczaliśmy kolejne przełęcze. Miejscami wielkie głazy wisiały nad urwiskami jakby za chwilę miały runąć w dół. Oczywiście były też małe urokliwe wioski. Zatrzymaliśmy się na krótki spacer w Fatadze. Białe domki, wąskie kręte uliczki, placyk z kościołem i wielkim drzewem, kilka galerii z rękodziełem i knajpek.

Pogoda była dość niepewna. Na niebie kłębiły się chmury, ale po przekroczeniu jednej z przełęczy nagle pojawiło się słońce i niebieskie niebo. Dotarliśmy na parking pod Roque Nublo. Z tej perspektywy droga do niego nie wydawała się zbyt długa. Sam głaz także nie wydawał się, aż tak wielki. Roque Nublo to drugi najwyższy szczyt wyspy – 1813 m n.p.m. Sam obelisk ma 80 metrów wysokości, jest jednym z największych wulkanicznych obelisków na świecie i przez pierwotnych mieszkańców Gran Canarii uważany był za święty. Po drodze minęliśmy inną skałę „Mnicha”, faktycznie z odpowiedniej perspektywy przypomina jego postać. Po pełnej zachwytów wspinaczce weszliśmy na płaskowyż z obeliskiem. Obok niego jest też druga skała – „żaba”. Roque z bliska robi mega wrażenie, faktycznie coś w nim jest. Długo siedzieliśmy pod nim robiąc sesje zdjęciowe na różne sposoby. Panuje tam dobry klimat, by przyjść i po prostu sobie posiedzieć. Wykorzystaliśmy w pełni okienko pogodowe, gdy zeszliśmy na parking skałę zasłoniły chmury.

Pojechaliśmy jeszcze stanąć na najwyższej górze Gran Canarii, Pico de las Nieves – 1949 m n.p.m. Długo siedzieliśmy na szczycie licząc, że wiatr przegoni chmury, ale po około godzinie zrezygnowaliśmy i inną drogą zjechaliśmy na wschód wyspy.
Po drodze minęliśmy jeszcze kalderę wulkanu, Caldera de los Marteles, niestety także przykrytą chmurami.

Dookoła prawie całej Gran Canarii prowadzi autostrada i szybko można objechać wyspę. Brakuje tylko „fragmentu” na zachodnim wybrzeżu. Natomiast chcąc zwiedzić interior trzeba być gotowym na dużo wolniejszą i mimo, że piękną widokowo, to jednak dość męczącą jazdę. Drogi tu są bardzo kręte, wąskie i strome i przejechanie nawet niewielkiej odległości zajmuje dużo czasu. Dziwimy się, że są tam ograniczenia prędkości np do 50km/h, my jeździmy znacznie wolniej…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.