Botswana – safari
Chobe i Kasane
O świcie ruszyliśmy na safari jeepami po Parku Narodowym Chobe. Ledwo przekroczyliśmy bramę parku i wysiedliśmy, by zrobić siku przed dalszą jazdą nasz kierowca dostał cynk od innego guida, że przy drodze są dzikie psy. Pędem wybiegliśmy z toalet, wskoczyliśmy do aut i z impetem wyjechaliśmy poza park. Przy głównej drodze były dwa likaony, które kończyły coś jeść. Podobno bardzo rzadko się je spotyka.
Po pierwszych emocjach ponownie wjechaliśmy za bramę parku. Park jest pierwszym parkiem narodowym Botswany, założony w 1968 r. Ma powierzchnię niemal 12 tys. km2.
Żyje tu olbrzymia populacja słoni o czym świadczyły ich kupy rozrzucone dosłownie co kilka metrów. Niestety słoni nie spotkaliśmy. Najpierw jeździliśmy wzdłuż brzegów rzeki Chobe, gdzie widzieliśmy w oddali żerujące hipopotamy. Było sporo różnych ptaków w tym marabuty, jedne z wielkiej piątki najbrzydszych zwierząt Afryki. Potem wjechaliśmy w głąb buszu. Na najwyższych gałęziach drzew siedziały sępy. Przy szutrowych drogach pasły się całe stada impali. Były też antylopy kudu. Park jest piękny i dziki. Jeździ się tu tylko szutrowymi drogami, jest mało innych turystów, rzadko kiedy mija inne samochody. Botswana stawia na turystykę „low volume high value”, dzięki temu nie ma tu masowej turystyki.
Wróciliśmy do lodge na śniadanie, a potem pojechaliśmy zwiedzić Kasane. Kiedyś była to mała wioska rybacka, dziś niewielkie miasteczko.
Przeszliśmy się po moście Kazangula, który łączy Botswanę z Zambią. Oddano go do użytku w 2021r., zastąpił wcześniejszą przeprawę promową. W tym miejscu jest styk 4 krajów – Botswany, Namibii, Zambii i Zimbabwe. Jest zbudowany po łuku, gdyż gdyby miał być w linii prostej w tym miejscu, to zahaczałby o terytorium Zimbabwe, na co nie zgadzał się ówczesny prezydent tego kraju Robert Mugabe. Obecna władza podobno chce dołaczyć do inwestycji, przenieść swój punkt graniczny bliżej mostu, by też móc korzystać z tego rozwiązania, co znacznie skróci drogę transportową. Na moście poprowadzono też tory kolejowe, chwilowo urwane tuż za nim. Ale jest to przygotowanie do dalszego rozwoju infrastruktury kolejowej zamiast lądowej.
Później pojechaliśmy na spacer na wzgórze, gdzie dawniej był punkt obserwacyjny na całą okolicę i leżącą po drugiej stronie rzeki Namibię.
Weszliśmy także do wnętrza starego, olbrzymiego baobabu. Pierwotnie jego pusty pień służył jako areszt, potem był tu urząd pocztowy. Z miasteczka wróciliśmy do naszej lodge piechotą zahaczając o lokalne stragany. Przy naszych domkach mamy całe stada pawianów, guźców, antylopek. Trafił się też sporej wielkości jaszczur. Mamy więc safari z własnego tarasu.











