Jordania (2) – Petra
Petra – starożytne królestwo Nabatejczyków. Wykute w skale świątynie, grobowce, groty służące kiedyś za domy. Leżąca na przecięciu dawnych szlaków handlowych, zniszczona przez trzęsienia ziemi. Wchodząc tam przenosisz się w inny świat. Stojąc na wyższych skalnych półkach słyszy się gwar dobiegający z dołu, tętent koni – można zamknąć oczy i wyobrazić sobie jak było tu 2 tys lat temu.
Trafiliśmy ze zwiedzaniem w taki okres, gdy turystów nie było dużo. Po przejściu pierwszego półtora kilometrowego odcinka momentami całkiem wąskim wąwozem wychodzi się na chyba najsłynniejszy, a przynajmniej najbardziej charakterystyczny zabytek Petry – Skarbiec Faraona. Nazwy poszczególnych obiektów niekoniecznie mają cokolwiek wspólnego z ich faktycznym pierwotnym przeznaczeniem. Przed skarbcem leżały wielbłądy, a miejscowi zachęcali do przejażdżki na ich grzebiecie. Trasę kanionu częściowo można też było pokonać na grzbiecie muła, rydwanem czy melexem…
Miejscowi zagospodarowali półki skalne zachęcając, by usiąść i napić się herbaty z widokiem na starożytne miasto. Oczywiście każdy oferowany widok był „the best”. 😉 Natomiast każdy z Arabów wyglądał jak Jack Sparrow. Czarne kreski wokół ich oczu mają wydobyć z nich blask. Skorzystaliśmy z propozycji i napiliśmy się słodkiej herbaty z miętą w jednym z takich bestów. Views były naprawdę spektakularne.
Wszędzie dużo psów, wszystkie do siebie podobne, zaczęły uaktywniać się wieczorem. Schodziliśmy z gór do doliny przy akompaniamencie reggae głośno grającego z bumboxa odprowadzającego nas na koniu, w towarzystwie swych psów kolejnego Jacka Sparrow’a. Miło z nami rozmawiał rzucając co chwila złote myśli w stylu: życie jest długie, tylko my za krótko żyjemy. No coś w tym jest 😉