RPA – kto ukradł słońce?
Zakończyliśmy kolejną przecudowną podróż po niezwykłym RPA. Po wylądowaniu na Okęciu jednogłośnie wszyscy orzekli „kto ukradł słońce”? Ale nie mogło być innych reakcji skoro ostatnie kilka dni spędziliśmy w kolorowym Kapsztadzie. Choć przywitał nas słońcem, a w ciągu godziny zaprezentował wszystkie możliwe oblicza pogodowe, to z każdą chwilą było coraz piękniej.
Miasto ma niesamowity klimat. Nadmorska dzielnica Waterfront, która tętni życiem od rana do wieczora. Wielokulturowość na każdym kroku. Turyści, lokalni, Biali, Czarni, Kolorowi, Hindusi, Azjaci. Muzyka, taniec, śpiew. Genialne owoce morza. Najlepsze wina świata. Spektakularny Przylądek Dobrej Nadziei, gdzie podczas trekingu tym razem poza strusiami widzieliśmy też olbrzymie antylopy Elanda oraz karakala! Była też duża kolonia pingwinów na Boulders Beach. I rejs na oglądanie fok w ich naturalnym środowisku.
Studenckie mega klimatyczne miasteczko Stellenbosh, wizyty w najlepszych na świecie winnicach, oczywiście z degustacją wina i brandy. A na koniec przepiękny zachód słońca na Signal Hills. Ach i stopy zamoczone w lodowatym Oceanie Atlantyckim. Wycisnęliśmy z tej podróży tyle wrażeń, że więcej by się chyba nie dało. Walizki mamy pełne prezentów i pamiątek. Na nogach burskie buty. Ja nie zdążyłam się w nie zaopatrzyć. Może podświadomie specjalnie, by mieć jeszcze jeden powód na powrót do RPA… Bo to, że tam wrócę to wiem na pewno. Tylko najpierw zgram tysiące zdjęć i filmów, bo pamięć aparatu pęka już w szwach.






























