RPA – safari w Parku Krugera
Pobudka przed świtem, kawa, kto chciał zjadł szybkie śniadanie, kto nie ten wziął na wynos i o 6.00 ruszyliśmy na safari po Parku Krugera.
Zaraz po przekroczeniu bramy podjechaliśmy do niedużego stawu, gdzie na pagórku wylegiwał się lew. Tego nikt się nie spodziewał zobaczyć tak od razu. Lew niby od niechcenia zerkał na impalę, która analizowała czy warto ryzykować podchodzenie do wody i ugasić pragnienie czy nie. W stawie były też hipopotamy, kilka razy się wynurzyły i pokazały paszcze.
Zabawa była fantastyczna. Park jest najstarszym parkiem w RPA, o powierzchni porównywalnej z wielkością Izraela. Park, przynajmniej w tej części, którą dziś objechaliśmy był dość gęsto porośnięty drzewami i krzakami. Nie było tu typowej sawanny. Zwierząt wypatrywaliśmy wśród akacji i buszu.
Udało nam się zobaczyć całkiem sporo, bo 26 różnych gatunków, z tego czwórkę z Wielkiej Piątki (wszystkie poza lampartem).
Niektóre zwierzaki jak słonie i żyrafy mieliśmy niemal na wyciągnięcie ręki. Przechodziły nam w poprzek drogi. Kierowca manewrował naszym autem tak, by każdy miał szansę na dobre ujęcie i przyjrzenie się.
W czasie safari była przerwa na kawę i dłuższa na lunch. Do obozowiska wróciliśmy przed zachodem słońca pełni wrażeń. Nikt nie poszedł do swojego namiotu. Siedliśmy razem i wymienialiśmy się zdjęciami i wrażeniami. A emocje i ekscytacja były dziś niesamowite. Cieszyło nas każde spotkane zwierzę. Nawet wiewiórka, która przebiegła nam drogę na sam koniec. Super jest podróżować z ludźmi, którzy mają w sobie taką ciekawość świata i radość z drobnych rzeczy.
Jutro znów pobudka przed wschodem słońca i poranny bush walk. Podobno ma padać deszcz, ale nikomu to nie przeszkadza. Wszyscy jesteśmy głodni kolejnych wrażeń. 😊