Słowenia

Pobudka 3:30 rano, choć trudno nazwać pobudką wstanie po nocy niemal bez snu. Uroki mieszkania w bloku, gdzie największą atrakcją sąsiadów jest dzień wolny, gdy można się wieczorem napić i rozprawiać po nocach na balkonie… Ok, też tak kiedyś robiłam, ale to było na studiach, 25 lat temu… 😉 a nasi sąsiedzi bynajmniej nie są w tym wieku.

W każdym razie o 6 rano krótki lot z Poznania do Frankfurtu, tam przesiadka i jeszcze krótszy, bo dosłownie godzinny przelot do Ljubljany. W tym roku wybraliśmy z Jankiem Słowenię na cel naszych wspólnych wakacji.

Na malutkim lotnisku, otoczonym górami odebraliśmy auto i mimo upału niemal 35 stopni postanowiliśmy podjechać na chwilę zobaczyć stolicę, zanim ruszymy w góry.

Ljubljana to miszmasz różnych stylów. Nowsze budynki przeplatają się z zabytkowymi. Wąskie uliczki z małymi knajpkami z blokami i supermarketami. Mimo to miasto ma jakiś urok i nie razi. Można się tam poczuć swojsko.
Zaparkowaliśmy … (w niemałej mojej panice, bo ja zawsze miałam proste auta, bez żadnych systemów, a tu trafił mi się nowiutki duży SUV, nafaszerowany elektroniką. Ciągle coś mi gada, pokazuje mi hologramy na szybie, po wyłączeniu silnika odsuwa mi fotel, by łatwiej mi było wyjść z auta, a po włączeniu sam mi go ustawia, czym doprowadza mnie do zawału za każdym razem 😂 a gdy już chcę sobie spokojnie zaparkować, to rysuje mi kolorowe linie, pika srika a idź pan w cholerę, jak tu się skupić na parkowaniu? 🤣 Aaa i jeszcze mi plecy masuje, co bym się tak nie irytowała, no dba o nasze relacje od pierwszego kontaktu 😆)

Tak więc zaparkowaliśmy na parkingu podziemnym i poszliśmy w kierunku starówki.
Doszliśmy do miejsca, skąd kolejką torową można wjechać na szczyt wzgórza z okazałym zamkiem. Zniechęciło nas stanie najpierw w kolejce do kasy, a potem jeszcze dłuższej kolejce do kolejki. Poszliśmy więc pod górę pieszo. Przynajmniej było w cieniu, w lesie. Zamek i jego mury zajmują cały szczyt wzgórza. Wewnątrz znajdowały się różne wystawy, darmowe i płatne. Na dziedzińcu można odpocząć i coś wypić w knajpce. Działały też zraszacze, gdzie wodna mgiełka dawała trochę otuchy od upału. Ludzi sporo, ale bez tłumów.
Pstryknęliśmy kilka fotek z panoramą miasta. Patrząc na dachy i place mniej więcej zorientowaliśmy się, gdzie możnaby pochodzić, gdyby było przynajmniej z 15 st mniej. W tym skwarze nie miało to sensu.

Ruszyliśmy na północ kraju wielkości naszego województwa podlaskiego.
Po drodze zahaczyliśmy o Sum Slap – wodospad. Prowadziła tam bardzo wąska droga, między wioskami. Asfalt się skończył, a drewniana tabliczka na drzewie wskazała parking, który był zatoczką na szutrowej ścieżce na max 3 auta. Ale może dzięki temu było niemal pusto. Przy wodospadzie spotkaliśmy tylko grupkę nastolatków, którzy raczej byli tutejsi i po prostu znali to miejsce.

Na koniec zahaczyliśmy o Bled i tamtejsze jezioro. To miejsce zdecydowanie bardziej komercyjne, sporo zagranicznych turystów, restauracji, dużych hotelu nad brzegiem jeziora. Samo jezioro, z wysepką i kościołem oraz górującym nad nim zamkiem bardzo urokliwe. Szkoda tylko, że poza jednym wydzielonym miejscem, na które trafiliśmy wszędzie indziej jest zakaz kąpieli.
Podobno inaczej jest nad jeziorem Bohinj, niedaleko którego mamy kwaterę, przekonamy się wkrótce…
Na dziś wystarczy. Dochodzi 21 i Janek już śpi, nie pamiętam kiedy ostatni raz tak padł. No może po 3 tyg obozie harcerskim. Budzik nastawiony jutro na 5:30… Nie pytajcie… 🤣

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.