Teneryfa – czarne plaże i szlak w chmurach

 

Dzień 3 – 7.12
Od rana nad wyspą krążyła burza i obfity deszcz. Nieśpiesznie więc czekaliśmy na okienko pogodowe, bo w planach mieliśmy dziś spacer w chmurach, ale nie w deszczu. Mimo to, szkoda nam było dnia na siedzenie w domu. Ubraliśmy więc kurtki i ruszyliśmy w teren. Zaczęliśmy od naszej miejscowości Icod de Vinos, gdzie w centrum znajduje się słynne „Drago Milenario”. Jest to 16 metrowy gigant, drzewo smocze, z koroną o rozpiętości 12m. Yacool ma ostatnio fazę ogrodniczą i chce mieć zdjęcie przy każdym drzewie… Deszcz raz padał rzęsiście, raz siąpił ruszyliśmy więc dalej wzdłuż wybrzeża. Postanowiliśmy jechać w poszukiwaniu słońca, bo podobno na Teneryfie zawsze gdzieś ono świeci.

Dojechaliśmy do Puerto de la Cruz. Z trudem znaleźliśmy miejsce do zaparkowania i ruszyliśmy w poszukiwaniu czegoś co nam się spodoba. No i były kolejne kwitnące krzaki, kaktusy i gigantyczne fikusy, i kolejna yacoolowa sesja 😉 i wtedy lunął deszcz. Podbiegliśmy schować się pod parasolami pierwszej napotkanej knajpy. Fajnie trafiliśmy, pyszne jedzenie, widok na zmagających się z falami mimo deszczu surferów, czarną plażę i góry za plecami, które momentami wychodziły zza chmur. W końcu wyszło i słońce, przenieśliśmy się więc na czarny piasek. Ponieważ góry coraz bardziej wyłaniały się zza chmur, korciło mnie, by zrealizować pierwotny plan, czyli wybrać się na spacer szlakiem w chmurach.

Droga na punkt widokowy „Alto de Guamaso” była niczym koszmar z moich snów. Ruszyliśmy znad poziomu morza i pierwsze 1000 m jechaliśmy pionowo w górę, wąskimi uliczkami. Stopień nachylenia 28%. Potem okazało się, że to nawigacja znalazła nam najkrótszą drogę … W życiu tak się nie bałam. Trzymałam się kurczowo deski rozdzielczej, a yacool się śmiał, że próbuję dociążyć przód auta. Autentycznie miałam wrażenie, że zaraz auto wywróci się na dach… Później wjechaliśmy na główniejszą drogę, która zakosami i już łagodniejszym nachyleniem doprowadziła nas pod wulkan Teide, na wysokość 2000 m npm.

Byliśmy jedynymi osobami na szlaku. Ścieżka była świetna, prowadziła wokół góry, z widokami na ocean i leżące w dole miasta. I faktycznie szliśmy w chmurach, a nawet momentami sobie nią truchtaliśmy. Zatoczyliśmy pętlę i stwierdziliśmy, że trasa świetnie nadawałaby się na trening. Nie mogłam tego nie przetestować. Zrzuciłam więc kilka warstw ciuchów i zrobiłam drugie kółko truchtem. Bardzo mi się podobało, choć bieganie na tej wysokości jest wymagające, niemal jak w Iten. Jak nam czasu wystarczy to może przyjedziemy tu jeszcze powtórzyć trening. Do domu wracaliśmy już w ciemnościach. Szkoda, że słońce tak szybko tu teraz zachodzi, o 18:30 jest już noc.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.