Gran Canaria – wydmy
Wczorajszy dzień postanowiliśmy spędzić na plaży. Podjechaliśmy kilka kilometrów do Maspalomas, na słynne wydmy. Przez pagórki piasku przeszliśmy na wybrzeże. Sporo ludzi nim spacerowało. Spacer po wydmach może nieźle zmęczyć, zwłaszcza, gdy się pod nie podbiega 😉
Fajnie było siedzieć na piasku i móc oglądać i ocean i góry. Wystarczyło się obrócić o 180 st.
Poplażowaliśmy trochę, no ale ile można leżeć, zwłaszcza w pełnym słońcu… Zjadłam opakowanie truskawek, wypiliśmy butelkę wody i ruszyliśmy do auta.
Pojechaliśmy kawałek w głąb lądu, do miejscowości Mogan. Niewielkie miasteczko leży w górskim wąwozie. Znaleźliśmy knajpę z dobrymi recenzjami i poszliśmy na obiad. Jedzenie było genialne, świetnie podane, z przyjemną muzyką w tle i miłą obsługą kelnera o urodzie Zorro.
Wróciliśmy na wybrzeże, na plażę, którą polecał nam Alex, właściciel wcześniejszego naszego zakwaterowania. Playa de Tauron rzeczywiście bardzo różniła się od innych w tej okolicy. Przede wszystkim prawie pusta, dookoła tylko kilka rozwalających się domów, podobno dawniej rybackich. Przy plaży jeden bar. Żadnych wielkich hoteli, czy zboczy usłanych apartamentowcami. Fajny piasek, zatoczka i olbrzymie fale. Wykorzystałam okazję i w końcu zaliczyłam swoją kąpiel w Atlantyku.
Do naszej miejscowości, San Agustin wróciliśmy drogą wzdłuż wybrzeża. Byliśmy ciekawi innych miejsc w okolicy. Najgorsze wrażenie zrobiło na nas Puerto Rico. Ściany wąwozu schodzące do zatoki strasznie gęsto zabudowane hotelami i apartamentowcami. Jedna wielka betonowa dżungla. Było widać, że wkrótce powstaną tam kolejne obiekty. Miejsce zupełnie nie w naszym stylu.