Madera – Pico Ruivo

Madera jest małą wyspą, ale bardzo górzystą, to sprawia, że pogoda tu szybko się zmienia i to, że w danym miejscu jest pochmurnie nie oznacza, że 5km dalej nie świeci piękne słońce.
Jak co rano obudziło nas pianie kogutów. Że też go gardło nie boli od tych wrzasków. Pieje przez dobrą godzinę lub dwie.
Pogoda za oknem była piękna, niebieskie niebo. Postanowiliśmy to wykorzystać i pojechać na trekking na najwyższy szczyt wyspy – Pico Ruivo.
Parking był już pełen, ale udało nam się zaparkować w miejscu, gdzie ktoś właśnie wyjeżdżał. Było po 9 rano i część ludzi schodziła już ze szlaku.
Szlak jest bardzo dobrze przygotowany, idzie się po ścieżce wyłożonej płaskimi kamieniami. Widoki mieliśmy fantastyczne. Do schroniska to 2,5 km przyjemnego marszu. Ostatnie 500m idzie się po kamiennych schodach, ale też całkiem przyjemnie. Całość (3km) z postojami na zdjęcia zajęła nam ok 1:15 h. Sesja zdjęciowa na szczycie. Widok na Pico do Areiro, na którym byliśmy dwa dni wcześniej.
W drodze powrotnej na parking mijaliśmy już tłumy turystów. Zdecydowanie im wcześniej na szlaku, tym lepiej.
Przy parkingu jest schronisko i restauracja. Świetna kawa i tarty, zwłaszcza z takimi widokami na góry. Odpoczęliśmy i ruszyliśmy dalej. Droga pod górę zapchana była już parkującymi autami. Zatrzymaliśmy się po drodze na punkt widokowy Miradouro dos Piedras. Był zupełnie pusty, a widoki fantastyczne.
Zjechaliśmy na wybrzeże do miejscowości Porto da Cruz. Kamienista plaża, góry schodzące do wody i grupa początkujących surferow na falach. Jest tu też destylarnia rumu, którą można zwiedzić. Ścieżką wzdłuż wybrzeża można było przejść do kolejnej zatoczki. Słońce mocno grzało i dotarło do nas zmęczenie. Wróciliśmy więc do naszego domku i na tarasie przy kawie odpoczęliśmy trochę. No ale wiadomo, że nie da się tak siedzieć bezczynnie, gdy wyspa oferuje tyle ciekawych miejsc do zobaczenia.
Późnym popołudniem pojechaliśmy jeszcze do pobliskiego Sao Jorge. Kolejna mała wioska usadowiona w kanionie, w otoczeniu zielonych wzgórz. Na plaży są ruiny dawnych młynów trzciny cukrowej. Pochodzą z XV w., z czasów pierwszego osadnictwa na wyspie.
Yacool zasiadł w fotelu utworzonym z korzenia drzewa, z widokiem na ocean, a mnie zaintrygował szlak prowadzący w górę klifu. Poszłam się przejść. Luczyłam na to, że doprowadzi mnie trawersem na skraj góry, z widokami na wybrzeże. Ścieżka ułożona z kamieni była bardzo stroma, z licznymi zakosami. Ciekawość pchała mnie pod górę, mimo zmęczenia w nogach. Zawsze chcę wiedzieć co będzie za kolejnym zakrętem. Po przejściu ponad kilometra, mocno zasapana doszłam na szczyt klifu, niestety ścieżka oddaliła się od wybrzeża i nici z widoków, na które liczyłam. Były tu dwa stare domy, wydawało mi się, że puste. Ale nagle rozszczekały się psy. Gdy mijałam jeden z domów do furtki podleciał olbrzymi doberman. Nie wydawał się przyjazny, głośno ujadał i gdyby chciał, to spokojnie, by ją przeskoczył. Wrzasnęłam przestraszona i niemal biegiem zaczęłam schodzić. Oglądałam się nerwowo, czy psy nie pokonały ogrodzenia i czy mnie nie gonią. W głowie układałam scenariusze, co gdyby nagle mnie zaatakowały. I oczywiście zwymyślałam sama siebie za pomysły samotnych wędrówek.
Na dziś wystarczy mi aktywności i przeżyć.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.

HTML Snippets Powered By : XYZScripts.com