One milion view
Po śniadaniu spakowaliśmy plecaki. Poszłam z Jackiem po zaparkowane w dole miasteczka auto i podjechaliśmy na szczyt wzgórza, gdzie był nasz dom. Droga była dostępna tylko dla mieszkańców i oczywiście wąska i stroma. Nasze mieszkanie było trzypoziomowe z wewnętrznym tarasem i widokiem na dachy domów dookoła. Był to oryginalny stary dom. Z grubymi murami, niskimi sufitami, wąskimi schodami podobnymi do tych jakie prowadzą na wieże w starych zamkach. Odnowiony, ale z klimatem jaki musiał tu panować wiele lat temu, a może i wieków temu. Przy okazji zapytam właściciela o wiek tego domu.
Wrzuciliśmy plecaki do bagażnika i wyjechaliśmy w kierunku kolejnej destynacji, miejscowości Peniscola. Zależało mi na tym, by Janek w ciągu tych paru dni zobaczył różne oblicza Hiszpanii. To historyczne, nowoczesne i nadmorskie. Po drodze chłopacy chcieli kupić piłkę do gry na plaży. Zatrzymaliśmy się więc na chwilę w Decathlonie.
Po godzinie jazdy autostradą, pośród plantacji pomarańczy, wzgórz i widoków na Morze Śródziemne, dojechaliśmy do Peniscola. Główna część miasta to twierdza zbudowana na wzgórzu, które znajduje się na wciętym w morze cyplu. Jutro pójdziemy ja zwiedzić. Wzdłuż plaży, trochę bardziej kamienistej niż ta w Walencji, gdzie piasek był idealny, stoją olbrzymie apartamentowce. W jednym z nich mieliśmy wynajęty pokój. Do naszego zakwaterowania mieliśmy jeszcze kilka godzin. Poszliśmy więc na obiad. W końcu udało nam się zamówić i dostać prawdziwą paellę. Pan przyniósł nam specjalną patelnię, na której była przygotowana. Najedliśmy się do pełna. Potem poszliśmy na plażę. Chłopaki pograli trochę w piłkę i poszli na spacer brzegiem morza.
Po południu dostaliśmy klucze od naszego mieszkania. Mamy apartament z wielkim tarasem i fantastycznym widokiem. Taras jest na tyle duży, że można z niego oglądać wschód słońca nad morzem i zachód za górami po drugiej stronie. Na promenadzie można biegać, jeździć na rolkach czy rowerach. Świetne miejsce na odpoczynek. Zwłaszcza przed sezonem, gdy jest pusto i cicho.