Biegowa uczta
W środę od rana pojechaliśmy z Meshakiem do Eldoret. Nasz znajomy Reuben pomógł nam zorganizować wizytę u ortopedy w szpitalu. Meshack zmaga się z bólem kolana już od dwóch lat. Raz jest lepiej, raz gorzej, ale cały czas nie może w pełni trenować. Ostatnio mniej biega, zaczął zamiast tego chodzić na siłownię do Lorny, gdzie ćwiczy core stability i wzmacnia inne części ciała.
W Eldoret spędziliśmy prawie cały dzień. Lekarz okazał się młodym medykiem i bardzo przyjacielskim. W pierwszym szpitalu, do którego się udaliśmy szykował się właśnie do przeprowadzenia operacji i prosił byśmy spotkali się z nim za 2h w prywatnej klinice. Z dwóch godzin zrobiły się cztery, ale udało nam się z nim zobaczyć. Zbadał Meshacka, zauważył duży dysbalans między lewą, a prawą nogą. Stwierdził, że coś mu chrupie w kolanie, ale na szczęście jest ono stabilne. Zalecił wykonanie rezonansu, a potem być może artroskopię. Nie byliśmy na to gotowi finansowo dziś. Rezonans to koszt 120 USD, operacja w zależności od stopnia jej zaawansowania 1-2 tys USD. Postanowiliśmy z yacoolem opłacić mu pierwsze badanie. Zobaczymy co wykaże. Skonsultujemy to potem z naszym osteopatą w Polsce, może będzie można go wyprowadzić z tej kontuzji bez operacji. Łatwiej by było, gdyby był w Polsce…
Do Iten wróciliśmy po 15. O 16 miał przyjść Niebieski Keniol. Przyszedł punktualnie i przyprowadził kolegę. Co za miła niespodzianka! Wzięliśmy motorki i wyszliśmy na trening. Tym razem biegł tylko Seba. Miał prywatną sesję z Lumbazim. To była uczta dla oczu. W sumie przebiegli 8 km. Miało być easy, wyszło 3:30-3:15/km! Seba zaliczył upadek na kamienistej ścieżce, na szczęście poza kilkoma otarciami nic mu się nie stało. Mamy mnóstwo świetnego materiału do analiz. Yacool jest zadowolony.