Ostatni trening na Kamariny
Zbliża się czas naszego wyjazdu z Iten. Pogoda zrobiła się znowu super, jest ciepło, nie wieje i nie pada, przynajmniej w ciągu dnia i wieczorami. Rano potruchtaliśmy na Kamariny. Byliśmy sami na stadionie. Po drodze minęliśmy dwie, duże grupy kenijskich biegaczy szykujących się na swój trening.
Dziś wszyscy mieliśmy zjazd energetyczny. Brakowało mocy. Po kilku kółkach na stadionie zrobiliśmy trening techniczny. Mobilizowaliśmy biodra, a potem chętni zrobili parę przebieżek. Yacool ponagrywał nas do późniejszych analiz.
Janek poszedł rano sprawdzić stan prac w restauracji Nancy. Koniecznie nalegała, żebyśmy przyszli na lunch, na 14 na chipsy masala. Są to frytki doprawione specjalnymi przyprawami. Czekaliśmy prawie godzinę, ale było warto. Były pyszne! Nancy przygotowała dla nas stoliki na dworze, czuliśmy się jak na działkowym grillu. Słońce mocno paliło. Nancy miała dla mnie i dla Ady niespodziankę. Dostałyśmy kolorowe chusty. Nancy zawiązała mi ją wokół bioder. Bardzo mi się podoba i na pewno przyda się na wybrzeżu.
Na podwórku czekał na nas zwierzyniec. Tęsknimy za naszym Sudanichem i to taka namiastka naszego pupila. Owca Maciek nie odstępuje Janka na krok. Musimy uważać, bo rozpędza się i wbiega nam do domu. Mimo ostrych krzyków matki owcy, która wyraźnie przywołuje swoje dziecko do porządku i bacznie kontroluje jego spoufalanie się z nami.
Jutro o świcie jedziemy na ostatni trening na stadionie w Tambach. Potem szybki lunch u Nancy i przejazd na lotnisko w Eldoret. Przelot i nocleg w Nairobi. W środę rano część ekipy wraca do Polski, a my z Michałem lecimy jeszcze na parę dni wypoczynku na wybrzeże.