Tajlandia – Bangkok by night

 

Po 10h lotu z Wiednia w końcu dotarliśmy do celu. Lotnisko w Bagkoku bardzo sprawne. Szybko udało się wymienić kasę, kupić lokalną kartę do telefonu i opuścić terminal. Zamówiliśmy bolta, by jak najszybciej dojechać do naszego hotelu. Panował spory ruch, ale przejechaliśmy właściwie bez korków. Większość trasy 3-4 pasmową autostradą. Podróż z lotniska BKK zajęła nam ok 45 min, koszt z napiwkiem i opłatą za autostradę 50 zł.
Trochę staraliśmy się zagadywać kierowcę, ale słabo mówił po angielsku, do tego z takim akcentem, że i tak niewiele rozumieliśmy.
Po drodze mijaliśmy dzielnice najpierw bardziej przemysłowe, potem wielkie bloki mieszkalne i szklane wieżowce. Trochę jak Warszawa, tylko zamiast 2 mln, blisko 11,5 mln ludzi i jeśli wierzyć czatowi gpt upchanych na powierzchni raptem 3 razy większej niż ma nasza stolica.

Kierowca wysadził nas dwa kroki od hotelu. Znajduje się w turystycznej części Bangkoku, dwie przecznice od słynnej Khao San. Zostawiliśmy plecaki i poszliśmy rozprostować nogi. Dochodziła 18 i zrobiło się szybko ciemno. Rozrywkowa Khao San Road to porażka. Jeden wielki jump, kakofonia dźwięków, stragany z ciuchami, knajpy pod białych turystów, streetfood (z szaszłykami z krokodyla włącznie) i uliczne salony masażu z wystawionymi na zewnątrz leżankami i zalegającymi na nich turystami. Wyglądało to dla mnie dość obleśnie.

Przeszliśmy ulicę szybkim krokiem. Fajnie to zobaczyć, ale to nie nasz klimat. Gdybyśmy tam dłużej zabawili, to byśmy się pewnie upalili samymi oparami trawki.
Skręciliśmy w inną uliczkę, Ram Buttri. Tu mimo także rzeszy turystów było przytulniej. Siedliśmy w jednej z knajp, zjedliśmy pad thaia i z zapasem wody wróciliśmy do hotelu.

Ja jeszcze się cofnęłam na masaż. Zaraz przy naszym hotelu było miło wyglądające miejsce. Wybrałam masaż tajski. Ale nie na widoku mas, tylko w spokojnej salce, poprzedzielanej kotarami, z miłą muzyką i zapachem olejków. Pan dał mi na przebranie coś a la pidżamka, nakrył grubym ręcznikiem i zaczął ugniatać. Od razu wyczuł, że spędzam za dużo czasu przy komputerze. Godzina takiego relaksu kosztowała ok 36 zł. Zdecydowanie będę to powtarzać podczas pobytu w Tajlandii tak często jak się da. Pan nazywał się Mr Two. Na koniec poczęstował mnie filiżanką herbaty. Może jutro też na niego trafię.

Pierwsze wrażenie nocnego Bangkoku – hałas i tandeta pod masy turystów. Jutro chcemy pozwiedzać bardziej historyczne miejsca. Kolejny dzień jedziemy do Ayuthai. Później Park Narodowy Khao Sok i relaks na plażach Krabi.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.