Teneryfa – podsumowanie
Dzień 8 – 12.12
Dzień wylotu. Samolot mieliśmy o 11, postanowiliśmy więc zebrać się wcześniej i podjechać jeszcze zjeść śniadanie w El Medano, miasteczku niedaleko lotniska, nad oceanem. Nie spodziewaliśmy się tak dużych korków na autostradzie, jednej jedynej, która okala niemal całą wyspę. No ale była 7 rano, więc zapewne godzina, gdy miejscowi wyruszają do pracy… Straciliśmy trochę czasu w korkach, ale potem yacool docisnął gazu, ja patrzyłam w tym czasie w telefon, by się nie stresować i udało się nadrobić pół godziny. Medano o poranku było cudowne. Ciche, puste, z atmosferą wakacyjnego miasteczka po sezonie. Większość lokali jeszcze zamknięta. Znalazłam fajną kawiarenkę nad samym oceanem, nie mieliśmy pożegnalnej kolacji, ale udało się zjeść pożegnalne śniadanie. Też fajnie 🙂
Stamtąd już tylko kwadrans i byliśmy na lotnisku. Oddaliśmy auto i poszliśmy na terminal. Dopiero po przejściu kontroli okazało się, że nasz lot jest opóźniony o 5h… Szkoda, że tej wiadomości nie wyświetlali przed bramkami, wtedy moglibyśmy jeszcze wykorzystać ten czas na odpoczynek, a może nawet cofnąć się na plażę i w końcu poleżeć trochę… A tak, będę musiała prosić szefa o parę dni urlopu, by odpocząć po urlopie 😉
Teneryfa podsumowanie:
– przejechane ~960 km;
– miliony pokonanych zakrętów, w górę i dół;
– przemierzone szlaki wokół wulkanu: Alto de Guamaso, Roques de Garcia, Pico del Teide, Chinyero;
– las Anaga – szlak sensoryczny;
– górska wioska Masca,
– klify Los Gigantes,
– wielkie smocze drzewo – Drago Milenario,
– fajne miasteczka: El Medano, Santiago del Teide, Icod de Vinos, Garachico, Buenavista, La Orotava, Puerto de la Cruz;
– kilka czarnych plaż;
– jedna plaża piaszczysta – Playa de Teresitas, nie podobała nam się;
– stolica Santa Cruz – okropna, przynajmniej z poziomu autostrady, bardzo industrialna;
– stadion lekkoatletyczny, z betonową nawierzchnią, porażka,
– największe zaskoczenie – nieplanowane zdobycie wulkanu el Teide.
Czego zabrakło – jednego dnia, by poleżeć i odpocząć. Choć zapewne i tak byśmy sobie w tym dniu coś wymyślili do roboty 😉
Yacool kupił sobie ziarna mnóstwa tutejszych palm, zobaczymy co uda mu się wychodować. Do domu, w ramach pamiątek z podróży wieziemy też pestki pomarańczy od pana z Masca i pestki po mango i mandze z ogrodu naszych gospodarzy w Icod ( już wiem, które kupować! Manga jest bez włókien).
Na Teneryfie jest mega różnorodność, wszystko tu znajdziesz. Trekking po wulkanie, lasy prastare, klimatyczne miasteczka, oczywiście turystyczne kurorty też. Można uczyć się sportów wodnych, wypożyczyć ebike, to mamy w planie next time, wyruszyć w rejs na oglądanie delfinów i wielorybów. Jeść można w lokalnych guachinczach albo bardziej modnych nadmorskich knajpkach, aaa i pograć w golfa też można i pobiegać na bieżni mechanicznej z widokiem na ocean 😉 no i są i winnice, które można odwiedzić. Co kto lubi. Tydzień to zdecydowanie za krótko!
Dzień 8 ciąg dalszy – MAJORKA
A mama mi zawsze powtarzała, że w życiu trzeba uważać czego się pragnie… Coś tam dziś marudziłam, że zabrakło nam jednego dnia na poleżenie na plaży i proszę! Chciałam – mam!
W połowie naszego lotu powrotnego piloci stwierdzili, że przekroczyli dozwolony limit czasu pracy i muszą wylądować, bo inaczej złamaliby prawo, a tego przecież robić nie można… No i wylądowaliśmy na Majorce! Oczywiście to była ściema, bo już startując z Teneryfy doskonale wiedzieli, że nie zdążą dolecieć do Berlina… Wszystko byłoby super, gdybyśmy wiedzieli kiedy stąd polecimy dalej, czyli do Berlina, gdzie na parkingu stało nasze auto. Na Majorce mimo późnej godziny jest bardzo ciepło, ale pada deszcz. Więc wiemy już, że Majorka w grudniu, to nie jest najlepsza destynacja na ładowanie się słońcem. Tak sobie siedzimy przy herbatce i krosancie i myślimy, na których wyspach jeszcze nie byliśmy… Trochę ich jest, może Cypr… Noc jeszcze długa 🤣
„Dopiero po przejściu kontroli okazało się, że nasz lot jest opóźniony o 5h… Szkoda, że tej wiadomości nie wyświetlali przed bramkami, wtedy moglibyśmy jeszcze wykorzystać ten czas na odpoczynek, a może nawet cofnąć się na plażę i w końcu poleżeć trochę…”
Z tym to trzeba mocno uważać. My mieszkamy blisko lotniska i kiedyś też widzieliśmy, że nasz lot jest opóźniony 2-3 godziny i wyjechaliśmy dużo później. Okazało się, że deadline na odprawę bagażową jest ustawiony na sztywno, bez znaczenia ile lot jest opóźniony (trochę to głupie). Jakbyśmy byli 5 minut później, to już byśmy się nie odprawili. Być może jak ktoś nie ma nadawanego bagażu, to wtedy można tak zrobić, ale pewien nie jestem. Może to zależy też od lotniska.
Ja się nie znam, więc nie będę się wymądrzał. Ruda ma to obcykane dużo lepiej. Napiszę tylko, że od lat podróżujemy kompaktowo z bagażem podręcznym. Nawet do Kenii.