Kolumbia – Medellin

 

Miałam bardzo niespokojną noc, mimo że nic się nie działo. Po wczorajszym trzęsieniu ziemi każdy szmer mnie wybudzał i powodował przyspieszone bicie serca. Przespałam może ze 3h. Pożegnaliśmy przepiękne tereny Cocora Valley i ruszyliśmy odkrywać kolejne.

W drodze na lotnisko mijaliśmy kawowe tereny Kolumbii. Kawa to bez wystąpienia jedna z pierwszych rzeczy, które kojarzą nam się z tym krajem. Większość producentów (ok 500.000) jest zrzeszona w jednym dużym stowarzyszeniu – Juan Valdez. Inni stanowią mniejsze grupy. Kawę można kupić na każdym kroku. Nie jestem znawczynią, kupuję oczami, kierując się kolorowymi opakowaniami. Oj będzie mi brakować tych kolorów w Polsce…

Krótki postój na spacer i kawę oczywiście w kolejnym kolorowym miasteczku, Filandii. Barwne sklepy z pamiątkami kuszą do zakupów, ale pojemność plecaka mam już mocno ograniczoną.

Z Pereiry polecieliśmy małym śmigłowym samolotem do Medellin. Lot trwał dosłownie pół godziny. Miasto jest olbrzymie, rozlewa się na wielu okolicznych wzgórzach. Kolumbia krajobrazowo jest przepiękna!
Z góry widać było olbrzymi obszar miasta. Zamieszkuje je, w zależności od statystyk ok 3 mln ludzi. Widać było wiele osiedli z wieżowcami, wypatrzyłam też stadion lekkoatletyczny. To kolejne miasto położone na ponad 2100 m npm. Prosto z lotniska pojechaliśmy na zwiedzanie metropolii. Był to duży kontrast w porównaniu z małymi miasteczkami, a nawet i z Bogatą, które wcześniej odwiedziliśmy. Miasto dosłownie tętniło życiem. Muzyka dobiegała z każdego sklepu i straganu, niesamowity gwar, ruch, wielu ludzi, także bezdomnych. Odurzająca wręcz ilość bodźców, których mózg nie nadążał przetwarzać.

Nasza przewodniczka, mega energetyczna Anna Maria doskonale pokazała nam Medellin. To jej miasto i widać było, że czuła się w nim świetnie.
Zaczęliśmy od placu z charakterystycznymi rzeźbami Botero. Obok przebiegała trasa metra naziemnego ( tu metro jest tylko na powierzchni ziemi), a pod betonową konstrukcją kwitł handel wymienny. Jest to miejsce, gdzie można przyjść z towarem wszelakiego typu i wymienić go na coś innego z innym zainteresowanym.

Pojechaliśmy jedną stację metrem, a następnie przesiedliśmy się na kolejkę linową. Oba te środki transportu wprowadziły gigantyczną zmianę w Medellin. Dzięki nim ludzie z oddalonych części miasta, położonych na wzgórzach, często bez dróg asfaltowych, biednych dzielnic mieli szansę dotrzeć do centrum miasta, choćby w poszukiwaniu pracy.

Metro powstało w latach 90-tych, sieć kolejek linowych rozwijała się od początku XXI wieku. My pojechaliśmy do słynnej „comuna 13”. Podróż zajęła nam ok pół godziny, ale niektórymi liniami od centrum do końca jedzie się i półtorej godziny. W sumie jest 5 linii kolejek, które wchodzą w skład transportu publicznego plus jedna turystyczna.

W Medellin jest 16 dużych comun/ okręgów. W ramach każdego dodatkowo wydzielone dzielnice. Comuna 13 to bardzo rozrywkowa cześć miasta. Przeszliśmy wąskimi ulicami, po których śmigały skutery. Obejrzeliśmy liczne graffiti, część z nich miała symboliczny wydźwięk. Ukazywały odrodzenia życia po długich i krwawych czasach wojen narkotykowych. Było bardzo głośno, zewsząd dochodziła muzyka, ludzie chodzili, siedzieli na murkach, imprezowali. Wszędzie pełno straganów z pamiątkami, koszulki, magnesy etc ze zdjęciem Escobara. Dość kontrowersyjna pamiątka…
Miasto położone jest na wielu zielonych wzgórzach. Mimo swojego niewątpliwego ogromu i tłoku, ma jakiś taki urok, który wciąga. Zjedliśmy pyszne lody, mrożone zmiksowane mango na patyku maczane w słonej polewie. Zjechaliśmy miejskimi schodami ruchomymi – nie spotkałam się jeszcze nigdzie z takim udogodnieniem.
Późnym wieczorem dotarliśmy do naszego hotelu. Ilość bodźców zdecydowanie największa jak do tej pory.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.