Pakistan – Hunza Valley
Po wczesnym śniadaniu spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy w drogę powrotną z Feary Meadows do wioski Tatu. Po drodze mijaliśmy wielu mężczyzn niosących pod górę na ramieniu zwiniętą blachę falistą. Im niżej schodziliśmy tym temperatura rosła i można było zdejmować z siebie kolejne warstwy ubrań.
W Tatu czekały już na nas jeepy, te same którymi jechaliśmy w tamtą stronę. Ucieszyliśmy się, bo zjazd szutrową drogą naprawdę przyprawia o dreszcze, a nasz kierowca mimo, że wyraźnie miał problem z oczami ( wydaje mi się, że sprawne miał tylko jedno!), to naprawdę świetnie sobie radził za kółkiem.
Jechaliśmy ponownie krawędzią urwiska, mijając stada krów i jeepy z naprzeciwka. Trafił mam się znowu bezchmurny i piękny dzień. Zjeżdżając zatrzymaliśmy się na foto sesję. Tu każda fota mogłaby robić za pocztówkę.
Na drodze asfaltowej czekał już na nas kierowca naszego busa. Przerzuciliśmy bagaże i ruszyliśmy w kierunku miejsca, gdzie stykają się trzy pasma górskie: Karakorum, Himalaje i Hindukush. Rozdzielają je rzeki – Indus i Gilgit.
My pojechaliśmy wzdłuż rzeki Gilgit i pasma Karakorum. Po drodze na zboczach gór widać było pozostałości dawnego jedwabnego szlaku. Pierwotnie stanowił wąską ścieżkę, później poszerzoną na użytek końskiego szlaku, aż w końcu umożliwiającą przejazd jeepom. Był użytkowany do lat 70 tych, do czasu powstania Karakorum Highway. Widoczna część szlaku została odrestaurowana, przy wsparciu finansowym ze strony Norwegów.
Zatrzymaliśmy się na punkcie widokowym na jeden z 7 tysięczników – Rakaposhi 7788 m npm). Góra została zdobyta także z udziałem polskich himalaistów w 1979 r.
Cały czas jesteśmy w otoczeniu niesamowitych gór. Sześcio i siedmotysieczniki są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Nasz guide co chwila pokazuje nam którąś z gór za oknem busa i na photo stopach. Nie jestem w stanie zapamiętać ich nazw.
Jadąc doliną Hunzy dotarliśmy do miejsca naszego kolejnego noclegu. Mimo, że było już zupełnie ciemno księżyc oświetlał ośnieżone szczyty. Nasz hotel, wolnostojące domki, znajdował się na polanie otoczonej z każdej strony wysokimi szczytami. Dzień zakończyliśmy ogniskiem, które w takim miejscu miało magiczny wymiar.