Pakistan – Passu

 

Dopiero rano mogliśmy w pełni podziwiać otoczenie naszego noclegu. Wysokie szczyty dookoła, część z nich ośnieżona, większość nawet nienazwana.
Śniadanie, pakowanie plecaków do busa i jazda dalej. Oczywiście nie da się ujechać daleko, bo co chwila robimy foto stopy, no ale jak nie robić, gdy dookoła takie zapierające dech w piersiach widoki.
Jechaliśmy wzdłuż rzeki Hunza, która ostro się wiła. Postój z widokiem na lodowiec Passu o długości powyżej 20km, schodzący ze zboczy kolejnego 7-tysięcznika. Nie mam dużego doświadczenia w podróżowaniu po krajach z wysokimi górami, ale moi towarzysze podróży zdecydowanie mówią, że jeśli ktoś kocha góry i chce je poczuć i niemal dotknąć bez dużego wysiłku, to Pakistan jest najlepszym wyborem. Tu jadąc Karakorum Highway można dostać dosłownie oczopląsów od nadmiaru szczytów.

Hussaini Suspension Bridge. To była nasza kolejna atrakcja z dreszczykiem. Spacer po wiszącym moście przerzuconym nad rzeką Hunza. W kamizelkach, na wypadek, gdyby ktoś wpadł do wody… Między zboczami jest także rozwieszona zipline. Można chwiejącym się mostem przejść oneway i wrócić lecąc nad doliną. Stojąc na środku mostu i patrząc na surowość tutejszej przyrody dopadła mnie dziwna nostalgia. Nagle mega zatęskniłam za domem i bliskimi. Łzy same popłynęły…

Dojechaliśmy do jeziora Atabad. Powstało ono kilkanaście lat temu, po tym jak z gór odłamała się wielką skala i runęła w dolinę powodując odcięcie dopływu rzeki. W wyniku tego zdarzenia zalanych zostało kilka wiosek leżących w dolinie. Jezioro ma niesamowicie turkusowy kolor. Na jego brzegu stoją łódki i skutery wodne, którymi można popływać.
W okolicy buduje się kilka hoteli. W jednym z nim usiedliśmy na kawę. Zapewne za kilka lat i to miejsce zupełnie się zmieni. Mamy szczęście, że podróżujemy po Pakistanie, gdy nie jest jeszcze zadeptany masową turystyką.

Dalej jechaliśmy doliną Nagar Valley. Zatrzymaliśmy się na lunch w lokalnej knajpie. Potem krótki spacer pod lodowiec Hopar Glacier. Na punkcie widokowym byliśmy jedynymi turystami. Cisza i spokój. To chyba najczęstsze uczucie jakie mi tu towarzyszy.
Wracając na małym straganie kupiłam lokalną herbatkę. Panowie mieli też wyroby z kamieni. Namawiali, ale nie nachalnie na zakup. Mówią, że dla nich sezon się już kończy. Teraz idzie zima, nie będzie turystów. Zapytani co będą robić, odparli, że spać 😉
Gdy już wsiedliśmy do busa przyszedł do nas nastolatek. Powiedział, że chciałby dla nas wystąpić. Zaśpiewał kilka ludowych pieśni. Głos miał świetny, a urodę bardziej europejską niż pakistańską.

Na nocleg dojechaliśmy do górskiej wioski Hunza. Ulokowaliśmy się w pokojach i zjedliśmy kolację. Nasz guide Usar zaproponował dla chętnych wyjście na nocny bazar. Spodziewałam się jakiegoś ryneczku, streetfoodu podobnego do tego, który widzieliśmy w Islamabadzie pierwszego dnia.
Wspinaliśmy się ostro pod górę główną ulicą. Lawirowaliśmy między motorami i autami. Okazało się, że to właśnie ten bazar – czyli główna ulica ze sklepikami, rękodziełem, lokalnymi wyrobami i knajpkami. Pokręciliśmy się trochę zaglądając do sklepików. Na większe zakupy postanowiliśmy pójść następnego dnia. Wracając do hotelu znowu towarzyszyły nam ośnieżone szczyty oświetlone blaskiem księżyca. Tu naprawdę jest magicznie!

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.