Leśny cross
Na dziś zaplanowaliśmy z chłopakami wycieczkę biegową po lesie. Rano pojechaliśmy motorkami pod dom Daniela, gdzie zostawiliśmy swoje rzeczy. Przy okazji grupa mogła zobaczyć jak mieszkają typowi kenijscy biegacze. Daniel wynajmuje jednopokojowe mieszkanie, które zasłonami podzielił na dwa pokoje. Jedna część to sypialnia, druga pokój dzienny. Osobno ma kuchnię, łazienka to latryna stojąca na dworze. Ma mały ogródek, w którym rośnie sukuma i kukurydza.
Zostawiliśmy cieplejsze ubrania, które założyliśmy na czas przejazdu motorkami i ruszyliśmy na trening. Kilkaset metrów biegliśmy po asfalcie, a po chwili skręciliśmy w stronę lasu. Droga początkowo była mocno kamienista, gdy wbiegliśmy do lasu ścieżki zrobiły się przyjemniejsze. Ada z Sebą pobiegli przodem razem z Danem. Reszta biegła wolniej z Meshakiem. Po drodze mijały nas dwie grupy kenijskich biegaczy, szybko przemknęli obok nas. Trasa dzisiejsza była mocno crossowa. Konkretne podbiegi i zbiegi mocno weszły w nogi. Las zmieniał się, raz był bardzo zielony, z dużymi liściastymi drzewami i lianami, potem wbiegliśmy w las, w którym rosły drzewa o czarnych pniach i z bardzo miękką ścieżką pokrytą igłami, a na końcu zagajnik iglasty z niskimi drzewkami. Fantastyczne miejsce do biegania.kukurydza.
Po 11 km wróciliśmy do domu Dana. Pierwsza grupa już na nas czekała. Na gazie gotował się garnek z kenijskim czajem. Dan pamiętał, że nie wszyscy lubią ten rodzaj herbaty i zaproponował, że zrobi też czarną herbatę – strong tea. Meshack solidnie ją posłodził. Gdy zapytałam ile wsypał łyżek cukru, odparł że nie wie, tak jak zawsze przechylił pojemnik z cukrem i wsypał na oko. Była bardzo słodka.kukurydza.
Gdy chwilę odpoczęliśmy, na motorkach pojechaliśmy do naszego domu. Weszliśmy do Nancy na naleśniki i sok z mango. Pod wieczór przeszliśmy się do restauracji Kipsanga. Mimo, że był piątek tym razem było cicho i pusto. Byliśmy jedynymi gośćmi. Zamówiliśmy chipsy masala, Janek kurczaka, a Michał rybę-tilapię. Seba tradycyjne kenijskie danie, które je się tu na kolację – ugali i managu. Na posiłek czekaliśmy prawie 1,5 godziny. W tym czasie wypiliśmy po zimnym piwku. Do domu wróciliśmy już po ciemku.