Koniec szkoły po kenijsku
Ulew ciąg dalszy. Nasza droga przy hotelu jest coraz trudniej przejezdna. Motorki mają problem, by przejechać przez muldy. Nawet chodzi się po tym niewygodnie. Jest ślisko, a gliniaste błoto klei się do butów. Do tego dziś znowu było strasznie zimno. A w zasadzie temperatura jest trudna do określenia. Wychodząc z hotelu na spacer zakładamy na siebie po trzy bluzy. Jak wyjdzie słońce robi się momentalnie gorąco i się rozbieramy do krótkiego rękawka. Czuję się trochę podziębiona. Dziś głównie odpoczywam i piję herbatę z miodem i limonką. Wzięłam też profilaktycznie jakiś lek przeciwgrypowy. Po śniadaniu poszliśmy na spacer. Chcieliśmy odwiedzić znajomego biegacza. Nie do końca byliśmy pewni, gdzie mieszka i nie trafiliśmy na jego dom. Natknęliśmy się za to na znajomego Australijczyka, Rossa. Dwa lata temu prowadził tu pizzerię, interes zamknął, bo jak powiedział, kosztowało go to zbyt dużo nerwów. Spotkaliśmy też Richarda, biegacza, którego kiedyś poznaliśmy na zawodach w Pradze. Za tydzień się żeni i gorąco nas zapraszał na swoje wesele. Yacool zapytał czy powinniśmy mu przynieść w prezencie krowę.
W minionym tygodniu cała Kenia żyła ogłoszonymi wynikami egzaminu po zakończeniu szkoły podstawowej. To tutaj wielkie wydarzenie i powód do świętowania, dzieci, ich rodzin i nauczycieli. Najwięcej punktów uzyskała albinoska dziewczynka, ponad 450 na 500 możliwych. Media przez kilka dni pokazywały dzieci z największą liczbą punktów, szkoły i ich rodziny. Ponad pół gazety było poświęcone temu wydarzeniu. Zdjęcia dzieci, obok uzyskane punkty, wywiady z nimi. Ten egzamin ma dla nich ogromne znaczenie, otwiera drzwi do dalszej edukacji, pozwala na wybór dobrej szkoły średniej. U nas nawet matura nie jest, aż tak celebrowana. Teraz dzieciaki mają długie wakacje, które potrwają do stycznia.
Kipsang z rodziną też wyjechał na wypoczynek. Wrzuca na fejsa foty z safari po Masai Mara i kąpieli w nieziemsko błękitnych wodach Oceanu Indyjskiego. Yacool w tym czasie szykuje mu ambitny plan treningowy pod lutowy maraton w Tokio…
Z przykrych wiadomości, nie żyje Diana Chelele, piosenkarka, której utwory co roku towarzyszyły nam w matatu czy na disco u Kipsanga. Yacool często wykorzystywał jej piosenki w swoich video, to była typowa muzyka kalenjin. Została zamordowana, dźgnięta nożem przez swojego byłego faceta, z którym zerwała dla innego. Miała niespełna 30 lat. Najbardziej chyba znany jej utwór to „Dance for me”.