Italia – Cinque Terre

 

Krótki urlop we Włoszech miał być generalnie bez planu. No, ale wiadomo, że tak do końca to się nie da. Zwłaszcza, że urlop to raptem trzy dni i jednak jest chęć zobaczenia czegoś.
Jeszcze wczoraj przed wylotem, na lotnisku we Wrocławiu kupiłyśmy z Martyną bilety na pociąg z Pisy do Monterosso. Jest to jedno z miasteczek na nadbrzeżnym szlaku w parku narodowym Cinqueterra.

Bazę noclegową mamy w Pizie. Dziś rano z balkonu nawet zaliczyłyśmy krzywą wieżę, ale na żywo też planujemy ją zobaczyć. Jak starczy nam czasu 😉
Stacja kolejowa jest rzut kamieniem od naszego mieszkania. Podróż pociągiem zajęła nam około półtorej godziny. Po wyjściu z pociągu, na stacji kupiłyśmy biletu wstępu do parku. Potem na szlaku są punkty, gdzie faktycznie były one sprawdzane.

Monterosso to urocze, nadmorskie miasteczko. Z wąskimi uliczkami, kamienicami z zielonymi drewnianymi okiennicami. Typowy włoski klimat. Mnóstwo sklepików, kawiarni i restauracji. Turystów było już dużo, pogoda idealna. Jest tu też piaszczysta plaża, dzieciaki się kąpały. Całkiem sporo czasu nam tu zeszło, a czekał nas dłuższy marsz.
Po zrobieniu kilkudziesięciu zdjęć ruszyłyśmy na szlak. Martyna gdzieś wczoraj wyczytała, że marsz jest wymagający. Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Ale szczerze mówiąc faktycznie był to niezły trekking. Wąska ścieżka z poziomu morza ostro pięła się do góry, potem trochę się wypłaszczała, a następnie schodziła ostro w dół do kolejnego miasteczka (i tak dwa razy w naszym przypadku).
Poza Monterosso zwiedziłyśmy mniejszą Vernazza i Corniglia.

Było ciepło, ale nie upalnie. Ludzi dużo, momentami nawet tłoczno, zwłaszcza, że każdy staje, by pstryknąć fotkę kolejnego uroczego widoczku 😉 W sezonie pewnie nie da się tu spokojnie maszerować.
W jednej miejscowości wciagnęłyśmy ficaccie, no dobra między innymi , bo były też i pizza i ryba i lody i aperol w nagrodę za trudy. Dziwię się tylko, że na koniec dnia zegarek pokazał mi tak mało spalonych kalorii 😆

Wróciłyśmy do Pisy przed 22. Po drodze krótki postój i spacer po La Spezia, ale ta nas nie urzekła.
Przez moment był pomysł, by poszwędać się jeszcze po Pisie, może zobaczyć krzywą wieżę w nocy, ale jak tylko wysiadłyśmy z pociągu obrałyśmy azymut dom. Zegarek pokazał mi zrobionych 19km, niby nie jakoś bardzo dużo, ale od tych licznych up and down czuję, że będą mnie jutro boleć pośladki…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.