Majorka – Palma
Majorce złą sławę niepotrzebnie zrobili imprezowi turyści, podobno głównie z Wielkiej Brytanii i Niemiec. Przynajmniej takie o wyspie krążą opinie. Trochę tym kierowana potraktowałam ją jako punkt przesiadkowy w naszej dalszej drodze. Ale też szukałam miejsca, do którego można polecieć z Poznania. Męczą mnie wyjazdy i dojazdy do innych lotnisk, zwłaszcza po nocy.
Tak więc jako, że plan działania, to moje drugie imię, wymyśliłam sobie, by polecieć na Majorkę, bo z Poznania i jeszcze tu nie byliśmy, a potem na Gran Canarię, bo bardzo nam się podobało na Teneryfie, a raczej dwa razy w to samo miejsce nie latamy (poza Kenią…5x…), no i potem znowu na Majorkę na kilka dni i do domu.
Tym sposobem dziś o 13 wylądowaliśmy na Majorce. Ponieważ mieliśmy tu spędzić tylko jeden dzień, nie brałam auta. Do naszego miasteczka, Can Pastilla zamierzaliśmy dojechać miejskim busem. Spore to lotnisko na wyspie, chyba z 20 minut zajęło nam wyjście na zewnątrz. Przystanki autobusowe są zaraz naprzeciwko. Nie było tylko na nich rozkładu jazdy, a że nie ma z nami Janka, który jest genialny w logistyce i ogarnianiu wszystkich aplikacji, nie chcąc stać bezczynnie postanowiliśmy iść pieszo. Do naszego nadmorskiego hotelu były niespełna 3 km. Pogoda na spacer idealna, ciepło ale nie gorąco, wiatr.
W hotelu szybko się przebraliśmy w krótkie portki i poszliśmy do obiektu naprzeciwko wynająć rowery na wycieczkę. Pracująca tam Polka zmartwiła się, że nie może dać nam zniżki za pół dnia najmu, ale kwota i tak nie była wysoka, a my chcieliśmy zwiedzić choć pobieżnie stolicę – Palma de Mallorca.
Wzdłuż wybrzeża prowadzi promenada pieszo- rowerowa. Jest dość wąska, ale teraz przed sezonem nie stanowiło to problemu, nie było na nie tłoku. Zapewne latem zupełnie inaczej tu wygląda… Stwierdziliśmy, że o tej porze roku ta część wyspy należy do niespiesznych, korzystających z życia uśmiechniętych emerytów na rowerach i my doskonale się w to wkomponowaliśmy.
Do centrum Palmy mieliśmy około 10km. Po drodze przerwa na lunch i piwko, potem na zdjęcia i filmiki. W samej Palmie też jest sporo ścieżek rowerowych. Czasem jeździliśmy po chodnikach, choć nie mam pewności czy jest to dozwolone. W okolicy słynnej katedry i na licznych placach było już więcej turystów. Miasto podobne klimatem do Walencji czy Malagi. Jackowi przez kwadratowe place skojarzyło się z Madrytem, nie wiem, nie byłam. Jeszcze 😉
Z uśmiechem od ucha do ucha pojeździliśmy sobie po starówce, na koniec zjechaliśmy na wybrzeże, do mariny. Siedliśmy, by coś zjeść przed powrotem do nas. W przystani było zacumowanych mnóstwo żaglówek. Grupa młodzieży pod okiem trenera miała akurat trening na kajakach. Chilloutowa muzyczka w tle, słońce i klimat wakacji. Stwierdziłam, że tak niewiele trzeba, raptem 6h w innym otoczeniu, by oderwać się i zrelaksować…
W drodze powrotnej krótki relaks na plaży przed zachodem słońca. W naszym hotelu wypiliśmy jeszcze po filiżance gorącej herbaty. A teraz do spania, bo jutro przed 6 rano lecimy na Gran Canarię 😊