Pożegnanie z Afryką

  • 15493488_10209695734502633_644667266246027650_o
  • 15540666_10209695721622311_5131600699036534578_o
  • 15590814_10209695723462357_1943731235202666257_o
  • 15591654_10209695737262702_4849194546921155604_o
  • 15625901_10209695723942369_3411937543272074824_o
  • 15626211_10209695738382730_4539473185661789967_o
  • IMG_20161217_163619

 

Dziś rano zrobiliśmy ostatni trening w Iten. Yacool wziął rower, a Meschack, Levi i ja biegliśmy. Wybraliśmy dirty road wzdłuż drogi do Eldoret. Mocno czułam zmęczenie w nogach, po wczorajszym rowerze. Mimo to ten sam dystans co poprzednio pokonałam w identycznym czasie, 11 km w 62′. Po treningu zaprosiliśmy chłopaków do nas na śniadanie. Potem się pożegnaliśmy z nadzieją na szybkie ponowne spotkanie. Levi powiedział, że w styczniu chce do niego przyjechać jego coach. Jest bardzo zainteresowana Meschackiem i myśli już o jakimś biegu dla niego w USA.

Dziś czekała nas jeszcze finalna rozmowa z obsługą hotelu na temat kosztów naszego pobytu w Keellu. Niestety nie doczekaliśmy się spotkania z Kipsangiem, wcześnie rano robi swoje treningi, a potem ma mnóstwo spotkań. Pewnie zaczyna już pracę nad swoją kampanią wyborczą. Keitany mówiła wczoraj, że Kipsang ma duże szanse na dostanie się do parlamentu. Podała nam za przykład Wesley Korira, który także był w parlamencie, a mimo to wciąż biegał na wysokim poziomie. Tak więc Kipsanga nie było w hotelu, jego siostry ani brata, z którym mieliśmy negocjować też nie. Dwa dni wcześniej poproszono nas o wpłatę depozytu za nasz pobyt, wpłaciłam 150 usd, ale wiedziałam, że na tym się nie skończy. W hotelu był menedżer, więc poszliśmy z nim negocjować. Wiedział, że Kipsang dał nam wstępnie 9 procent rabatu, no ale jak policzył ilość nocy, to cena wyszła zabójcza, bo standardowo jest 40 usd za noc ze śniadaniem. Mocno się skrzywiliśmy, więc zapytał ile chcemy zapłacić. Odparliśmy, że tyle co ostatnio plus za dodatkową noc, bo teraz byliśmy tu dłużej. W końcu jesteśmy stałymi klientami i zamierzamy tu wkrótce wrócić być może w większym składzie. W sumie zaproponowaliśmy sporo niższą cenę od wyjściowej za cały nasz pobyt. Menedżer się zgodził bez wahania. To mi się podoba. Potem były wspólne pamiątkowe zdjęcia z menedżerem, kucharzami i kelnerkami. Wszyscy mówią, że będzie im nas brakować, nam ich również…

Właśnie zadzwonił Levi, że Ziet z Libanu konieczne chce jeszcze przyjść i się z nami pożegnać. Jesteśmy już spakowani. Około 13:30 chcemy wyjechać z Iten do Eldoret i tam znaleźć jakiś transport na lotnisko. W tym roku kupiliśmy sobie przelot z Eldoret do Nairobi. Trasa jechana w matatu zajmuje około 6-7h, samolotem 50′. Na lotnisku w Nairobi ma na nas czekać Ken, z Kavaluku Adventure. Pójdziemy na wspólną pożegnalną kolację, a potem wylot przez Paryż do Berlina i bus do Poznania. Trochę nam smutno… Do zobaczenia!

P.S. 1
Ostatnia w tym roku podróż matatu z Iten do Eldoret… Z żywym kozłem za plecami, który ryczał niemiłosiernie na każdym progu zwalniajacym. Ja krzyczałam ze strachu razem z nim… Masakra. Nie tknę więcej mięsa.

Sama podróż samolotem przez Kenię rewelacja. 30 minut lotu zamiast 7h tłuczenia się po drogach.

W Nairobi przed lotniskiem czekał na nas Ken ze swoim bratem. Pojechaliśmy do marketu, by wydać ostatnie szylingi. Szukaliśmy kenijskiej czekolady, a znaleźliśmy naszą, Wedla i to różne rodzaje, z polskimi napisami. Potem mieliśmy jechać na wspólną pożegnalną kolację. W drodze do restauracji, gdy Ken zawracał wjechało w nas inne auto. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie ze zdziwieniem. Tamto auto zatrzymało się, ale za moment zaczęło uciekać. Ken natychmiast ruszył za nim. Nie zorientował się tylko, że w międzyczasie jego brat Patrick wysiadł, by spojrzeć na uszkodzenia. Ken w amoku chęci pościgu przez moment się zawahał co robić, wracać po brata czy ścigać uciekających. Wybrał to drugie. Na szczęście w Nairobi są zawsze straszne korki, teraz też mimo późnej pory ruch był duży. Ken agresywnie zajechał drogę tamtemu autu zmuszając go do zahamowania. Wysiadł z samochodu i się zaczęła akcja. Najpierw rozmowa, potem szarpanina. Tamci wyskoczyli z auta, było ich 3. Staliśmy na środkowym pasie trzypasmówki. Wszyscy na nas trąbili. Przestraszyłam się, czy tamci przypadkiem nie mają jakiejś broni. Jeden z tamtym chłopaków nagle wyciągnął wielką kamerę vhs i zaczął nagrywać całe zajście. Przyjechała policja. Bez świateł, bez koguta, zupełnie po ciemku ustawiła się za tamtym autem. Potem okazało się, że policjant jedynie spytał co się stało, nie wykazał jakiejkolwiek chęci pomocy wrozwiązaniu konfliktu. Po chwili jak gdyby nigdy nic odjechał. Mężczyźni nadal się kłócili. W międzyczasie przeparkowali auta na pobocze. Wszystko trwało ponad pół godziny. Skończyło się pozytywnie, Ken wyciągnął od nich oświadczenie i pewność, że pokryją koszty naprawy. Powiedział nam na koniec, że tamci byli pijani. Nas najbardziej zaskoczyło zachowanie policji.

Patrick do nas nie doszedł. Do tego wyładował mu się telefon i nie mogliśmy się z nim skontaktować, by go zlokalizować. Zawróciliśmy i zaczęliśmy go szukać, ale to niełatwe na bardzo ruchliwej, ciemnej drodze.
Poddaliśmy się. Poprosiliśmy Kena, by zawiózł nas na lotnisko. My sobie tam poczekamy na lot, a on będzie mógł poszukać spokojnie brata. Jak podjechaliśmy na lotnisko zadzwonił Patrick. Poszedł do restauracji, w której planowali z nami zjeść kolację i naładował tam telefon. My jednak mieliśmy dość wrażeń. Zrezygnowaliśmy z kolacji, będzie okazja następnym razem.

Teraz siedzimy w Paryżu i czekamy na nasz ostatni lot do Berlina. Potem bus do Poznania i późnym popołudniem wypijemy kenijską herbatę już w domu…

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.