Snurkowanie w Kisite Marine Park

  • 25353590_10212753438743328_3155328332662697526_n
  • 25395963_10212753440063361_7245735018986106052_n
  • 25396135_10212753438063311_3513982503680722296_n
  • 25396187_10212753439543348_8119673176365447154_n
  • 25396217_10212753441303392_5362420720615976878_n
  • 25396255_10212753440783379_5011751236443929676_n
  • 25398675_10212753436223265_4895201993461457783_n
  • 25398699_10212753437823305_5537749138775201732_n
  • 25398766_10212753436023260_841517499660922307_n
  • 25442990_10212753437543298_2699051069937002660_n
  • 25446134_10212753441703402_8275123703837435193_n
  • 25446220_10212753440343368_6189875108764832271_n
  • 25446356_10212753437223290_2754360001581732766_n
  • 25497939_10212753435743253_3791380973843969103_n
  • 25497965_10212753439063336_7024387470138080263_n
  • 25498070_10212753435103237_1332974095526122117_n
  • 25498081_10212753435223240_2293821109773321790_n
  • 25498406_10212753438503322_2020521106448457185_n
  • 25507778_10212753436983284_6623742505293142272_n

 

Świetnie mi się dziś spało. W nocy mocno wiało przez to było chłodniej w domku. Obudziłam się dopiero po szóstej, bo koza łaziła nam pod drzwiami. Dziś wybraliśmy się z Feisalem na prywatny rejs po oceanie. Wyruszyliśmy z naszej chatki po ósmej rano. Najpierw popłynęliśmy na przeciwległy brzeg do Shimoni, gdzie jest kasa biletowa. Opłata dla mzungu za wpłynięcie na teren wodnego parku to 17usd od osoby, można płacić kartą kredytową, albo przez mpese – wysyłając sms. Od rana trochę się chmurzyło, morze było też mniej spokojne niż w poprzednich dniach. Feisal po polsku zrobił wprowadzenie do naszego rejsu. Opowiedział parę zdań o wyspie. Nazwa wyspy w suahili oznacza „niscy ludzie”. Została zasiedlona 400 lat temu. Wyspa znajdowała się na szlaku handlowym. Chińczycy przypływali tu po drewno mangrowe, w zamian przywożąc porcelanę. Handel kwitł też z niedaleką wyspą Zanzibar, z niej z kolei przywożono na Wasini przyprawy.

Płynęliśmy mijając inne małe wysepki. Między innymi wyspę o kształcie statku, którą dwa dni temu widzieliśmy z brzegu. Miejscowi nazywają ją „kamiennym statkiem”. Poza naszą dwójką i Feisalem na pokładzie był jeszcze kapitan Ali. To kolejny Ali jakiego poznaliśmy na wybrzeżu. Yacool próbował złowić rybę, tradycyjną metodą na żyłkę. Niestety bez powodzenia. Po ponad godzinie zbliżyliśmy się do płaskiego, koralowego wybrzeża. To było miejsce naszego dzisiejszego snurklowania. Feisal wrzucił do wody kotwicę, a ja wypatrzyłam głowę żółwia, który na chwilę wypłynął na powierzchnię. Po chwili pojawił się też delfin, niestety tylko jeden, krążył dookoła. Wczoraj inna grupa turystów miała szczęście widzieć stado kilkudziesięciu delfinów!
Założyliśmy płetwy, maski i rurki. Feisal wziął z sobą koło ratunkowe. Bałam się tego ogromu wody, choć już nie tak bardzo jak za pierwszym razem na pływaniu w okolicach Lamu. Feisal trzymał koło, ja trzymałam je z drugiej strony i tak sobie razem pływaliśmy z głowami pod wodą. Co chwila pokazywaliśmy sobie palcami jakieś ryby. Był też i żółw. Leżał na piaszczystym, głębszym dnie. Po chwili tuż obok niego z piasku poderwała się płaszczka! Widzieliśmy też dużą, niebieską rozgwiazdę i dziesiątki różnych ryb. Całe ławice małych sztuk i mniejsze grupki większych. Były też i takie, które sobie pływały samotnie. Osoby, które spotkaliśmy, mające większe doświadczenie w takim nurkowaniu mówiły, że to najlepsze miejsce na całym wybrzeżu kenijskim do takiej zabawy. My byliśmy zachwyceni 
Nie trafiliśmy tylko z pogodą, fale były bardzo duże i mocno nami miotało. Trzeba było uważać, by nie podpływać zbyt blisko rafy, bo przy podmuchu można było na nią wpaść. Yacool wziął z łodzi kamerkę i nagrywał podwodny świat. Po około pół godzinie weszłam na łódkę. Yacool i Feisal pływali chyba jeszcze z godzinę. Gdy na nich czekaliśmy wypatrywaliśmy z kapitanem delfinów. Niestety więcej się nie pokazały.

Powrót na Wasini to była prawdziwa morska przygoda. Fale były olbrzymie. Trzęsły mi się zęby i nie byłam pewna czy to z zimna czy raczej z przejęcia. Skutek był taki, że po przypłynięciu na Wasini byłam ledwo żywa. Marzyłam tylko o nieruchomym łóżku. Przespałam się godzinkę i fale w głowie ustały. Mimo choroby morskiej, która mnie dopadła strasznie się cieszę z tej wyprawy. Wrażeń i obrazów mam pełną głowę.

Po południu odwiedziły nas kozy. Łażą sobie bez żadnych oporów po tarasie i pod naszymi oknami skubiąc liście z krzaków. Przyszła też małpa, inna niż dotychczas, nie miała jednej łapki, dłoni. Mniej się nas bała i jak wyciągnęłam na dłoni kawałek banana podeszła i szybkim ruchem wytrąciła mi go z ręki.

Przed kolacją poszliśmy jeszcze do wioski kupić owoce na jutrzejsze śniadanie. Był tylko jeden banan… Ale były małe pomarańcze i mango. Kupiliśmy też trochę lokalnych słodyczy na święta w Polsce. Yacool się nimi zajada. To ciastka z orzeszków ziemnych, konsystencją przypominają „blok”, który w dzieciństwie kupowałam w sklepie.

Zaraz idziemy na nasz taras na piętrze na ostatnią kolację. Jutro rano wyjeżdżamy. Najpierw do Diani Beach, nieopodal której jest małe lotnisko. Stamtąd lot do Nairobi i w nocy z wtorku na środę lot do Europy.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.