Tajlandia – Ao Nang

 

Tak dużo się dzieje w naszej podróży, że nie nadążam spisywać wrażeń…

Wczoraj rano opuściliśmy dżunglę Khao Sok i busikiem przejechaliśmy na wybrzeże. Długo zastanawiałam się planując podróż, który rejon wybrać na wypoczynek. Zwłaszcza, że chciałam, by było to coś więcej niż leżenie na plaży. Ostatecznie padło na prowincję Krabi i miasteczko Ao Nang.

W Khao Sok jest plac, z którego odjeżdżają busiki w różnych kierunkach. Wygląda to może i trochę chaotycznie, ale muszę przyznać, że kierowcy sprawnie ogarniają te różne destynacje i turystów z całego świata. Czasem tylko dziesięć razy się każdego pytają dokąd jedzie. Do tej pory nasze oba przejazdy były punktualne, choć po zabookowaniu biletów za każdym razem była adnotacja, że autobusy w Tajlandii nie zawsze jeżdżą zgodnie z rozkładem. Że trzeba być na stacji pół godziny wcześniej, a i tak odjechać można po czasie.

Najpierw więc tuktukiem z hotelu pojechaliśmy na ten placyk, a potem już właściwym busem dalej. Siedziałam za kierowcą i gryzłam się w język, by go nie opieprzyć, że zamiast na drogę cały czas patrzy na komórkę, na jakieś emotikonki misiów pod wysyłanymi/ otrzymywanymi wiadomościami. Mimo to jechał uważnie.

Dojechaliśmy na przedmieścia Krabi. Tam zatrzymaliśmy się i kierowca znowu zaczął wszystkich pytać po kilka razy kto dokąd jedzie. Kilka osób jechało do miasta, inni płynęli na wyspy, my do Ao Nang. Po chwili podjechał drugi bus i zaczęli nas przesadzać. Widać taki mają system, by nie nadrabiać drogi. Wysiedliśmy w samym centrum. I uderzył nas mega ruch i tłumy turystów przelewających się po ulicy. Im bliżej morza tym ludzi było więcej. Mnóstwo sklepów, kantorów, restauracji.
Wymieniliśmy kasę i poszliśmy szukać naszego hotelu. Jest przy głównej drodze, ale trochę dalej od morza, może będzie w miarę cicho…

Chwila na odpoczynek i ruszyliśmy na rekonesans. Okazało się, że dosłownie kilka kroków od nas, w innym hotelu jest Janka koleżanka z klasy z rodzicami. Spotkaliśmy się z nimi i wspólnie poszliśmy wykupić wycieczkę, na którą oni jutro już byli zapisani – Phi Phi Islands +4 inne. Wiem, że to bardzo turystyczne miejsce, i podobno tłumnie oblegane, ale i tak chcę je zobaczyć i wyrobić sobie swoje zdanie.

Kupiliśmy więc wycieczkę i poszliśmy na plażę. Woda ciepła jak zupa. Namówiłam Janka ma spacer na koniec zatoczki, tam zdecydowanie mniej ludzi i ciszej. Wracając weszliśmy do lokalnej knajpy na obiad. Za dwa dania, plus sałatkę z grilowanych warzyw i dwa napoje zapłaciłam ok 40 zł. Poczekaliśmy na zachód słońca i wróciliśmy przez nocny targ, który dopiero zaczynał się budzić do życia, do hotelu.

Na ulicach sporo turystów z Polski. Wieczorem poszliśmy na jeszcze jeden spacer. Z zamiarem dokupienia kremu do opalania na jutrzejszy trip oraz czapek na głowę. Janek umówił się z koleżanką na spacer, a ja włóczyłam się sama. Choć w takim tłumie trudno czuć się samą 😉 Oczywiście skończyłam na masażu. Dzień bez masażu dniem straconym 😉

Znowu nastawiamy budziki, no jakoś nie udaje się inaczej…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.