Caminito del Rey i Pueblos blancos

 

Dziś pobudka była o 6 rano i wyjazd w teren przed 7… Wczoraj zostało rodzinnie uzgodnione, że Jankowi obojętnie czy wstanie o 6 czy o 8, bo będzie tak samo niewyspany, dziadek wstaje i tak o 5 więc i jemu nie zrobi to różnicy, a ja z mamą poświęcimy sen słusznej sprawie. A spraw było dziś bez liku…
Wyruszyliśmy więc przed wschodem słońca z naszej miejscowości. Pierwszym punktem programu był spacer szlakiem „Caminito del Rey”. Mają tu świetne drogi i mimo sporej odległości sprawnie dojechaliśmy. Po drodze tylko miny nam zrzedły, gdy wraz z teoretycznym wschodem słońca zaczęło lać. Po pierwsze to nic fajnego chodzić w deszczu po górach, a dwa było ryzyko, że w ogóle nie otworzą dziś szlaku.

Na szczęście dosłownie przed samym parkingiem deszcz ustał. Nie spodziewałam się, że takich rannych ptaszków, zwłaszcza po sezonie będzie więcej. A jednak, gdy przed 9 doszliśmy do wejścia było tam już całkiem sporo osób. My bilety mieliśmy kupione przez internet i po krótkiej odprawie przez jednego z pracowników parku i przywdzianiu gustownych kasków punktualnie zaczęliśmy nasz marsz.

Trasa jest bardzo malownicza, idzie się po zrobionych w skale półkach. Strzeliste ściany kanionu, a nad nimi krążące orły i coś na podobieństwo sępów. W dole płynie rzeka, miejscami tworzy wodospady. Kanion trochę przypominał mi Wadi Mujib w Jordanii, tylko, że tam szliśmy jego dnem. Po drugiej stronie kanionu, w skałach wykute tunele i poprowadzone tory kolejowe, na trasie Malaga – Kordoba. Na koniec przejście po chwiejącym się, metalowym moście. Fantastyczny spacer i piękne widoki. Na końcu trasy, w miasteczku El Chorro był przystanek, skąd autobus zabrał nas na parking przy wejściu na szlak. Bardzo sprawnie jest to rozwiązane.

Ponieważ pogoda była coraz lepsza, postanowiliśmy to wykorzystać i zobaczyć coś jeszcze w okolicy. Pojechaliśmy do wioski Setenil de las Bodegas. Słynie ona z domów wykutych w skale. Przeszliśmy się wąskimi uliczkami, wśród skalnych nawisów. Zwiedzanie takich miejsc poza sezonem daje komfort spacerowania. Kawa, coś na ząb, kilka punktów widokowych i jazda dalej.

Ronda, to zdecydowanie mój faworyt jak do tej pory. Urocze miasto, z potężnym wiaduktem, skałami, widokami. Grający na instrumentach panowie, deptaki, klimatyczne uliczki, ładne domy, kafejki i w końcu pełne słońce. To takie miejsce, w którym człowiek nie ma ochoty się spieszyć nigdzie i po prostu sobie w nim pobyć. Tu na pewno miałabym ochotę jeszcze wrócić.

Ponieważ jutro opuszczamy Nerje, a jeszcze nie mieliśmy okazji, i jutro już chyba też nie zdążymy pochodzić jej uliczkami postanowiliśmy popędzić do nas. Chcieliśmy zobaczyć choćby słynny „Balcon de Europa” no i przynajmniej rzucić okiem na tutejsze plaże i morze. Udało się dosłownie rzutem na taśmę zaparkować i dojść na skraj lądu zanim zrobiło się zupełnie ciemno. Nagle zerwał się potworny wiatr, dosłownie urywał głowę, szamotał palmami. Pstryknęliśmy kilka fotek i schowaliśmy się w wąskich uliczkach całkiem przyjemnego miasteczka.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.