Grecja – Chalkidiki
Nie pamiętam kiedy ostatnio pojechałam gdzieś bez planu. Chyba nigdy… No bo jak to tak jechać gdzieś, gdzie się nie było i nie zaplanować atrakcji i miejsc wartych zobaczenia. Pewnie się da, ale ja mam na drugie imię „plan działania” i u mnie zwykle jest jakiś plan, choćby szkic. Tym razem jednak nie ma.
Wczoraj jechaliśmy razem z polską rodziną z lotniska do naszej wypożyczalni auta. Pani była podniecona, bo to ich kolejne wakacje na Chalkidiki. I pyta mnie, gdzie mamy nocleg, w jakiej miejscowości. Przekręciłam oczywiście nazwę miejsca, gdzie spędzimy pierwsze noce, a drugiej nawet nie potrafiłam sobie przypomnieć. Mam wydrukowane potwierdzenia rezerwacji więc odszukam, gdy nadejdzie właściwa pora. I wtedy właśnie uzmysłowiłam sobie, że ja nic nie wiem. A drugie olśnienie, że nie muszę wiedzieć. Że jest dobrze tak jak jest. Że najwyraźniej tym razem to tego mi trzeba. Niemyślenia i nieplanowania.
Wakacji w rytmie slow.
Do naszego apartamentu dojechaliśmy wczoraj przed północą. Po ciemku trudno było się zorientować jak wygląda okolica. Rano obudził nas przepiękny wschód słońca. Była piąta rano. Z naszego greckiego tarasu rozciąga się panoramiczny widok na morze. Chciałam zrobić zdjęcie, ale po kilku minutach mocowania się z drzwiami na taras poddałam się. Potem okazało się, że otwierałam je nie z tej strony 😉 Z reguły o tej godzinie wstajemy, bo pies zaczyna się nudzić, zwłaszcza latem, gdy już jasno za oknem. Chodzi po mieszkaniu stukając pazurami o panele. Ale tym razem Meshack został w domu, a my nie musimy się zrywać. Na bieganie za gorąco i można wrócić do łóżka i jeszcze dospać. Cudowne uczucie 🙂
Cały dzień spędziliśmy na plaży, choć to zupełnie nie w naszym stylu! W cieniu parasola, przy samej wodzie, patrząc w obłędny kolor morza. Bieganie postanowiliśmy przez najbliższe dni zamienić na pływanie. Mimo, że pół plecaka zajęły mi ciuchy właśnie na treningi 😉 ale co tam, w wodzie też można dać sobie wycisk, zwłaszcza , że yacool już planuje nam na jutro zestaw ćwiczeń. Ręce do kraula, nogi do delfina i trzeba to będzie skoordynować 😆
Pod wieczór przejechaliśmy na wskroś nasz półwysep z jego części wschodniej na zachodnią. Trafiliśmy na fajną knajpę na plaży, dobre jedzenie, muzyka, mało ludzi i obłędny zachód słońca. No dobra, to sobie dziś zaplanowałam. No tak zupełnie, nie myśleć o niczym jest jeszcze poza mną. Wyszło idealnie 😆