Spacer po Kerkirze
Rano poszłyśmy z chłopakami poszukać sklepu i czegoś do jedzenia. Natknęłyśmy się na mały lokalny sklepik po przejściu zaledwie paru metrów. Były tam warzywa i owoce, oliwki na wagę, tutejszy chleb, trochę jakby nadmuchany i inne mydła i powidła. Postanowiłyśmy przejść się jeszcze na główną drogę, prowadzącą wzdłuż morza. Jest przed sezonem i dużo punktów jest nieczynnych lub otwieranych później. Ma to swoje plusy, bo miasteczko jest ciche i spokojne. Chłopacy sprawdzili temperaturę wody i wróciliśmy do naszego domku.
Po śniadaniu poszliśmy na plażę. Są tu one niestety niezbyt czyste, kamieniste i wąskie. Naszym synom to nie przeszkadzało w zabawach. Weszli do wody i na godzinę był spokój. Jacek też ubrał swoją piankę i poszedł zrobić swój trening pływacki. My z Martyną miałyśmy czas dla siebie.
Wczesnym popołudniem pojechaliśmy do Kerkyry, stolicy wyspy. Trochę się pokręciliśmy po centrum szukając wolnego miejsca do zaparkowania. Tu zdecydowanie miasto tętniło życiem. Uliczki i knajpki wypełnione były ludźmi. Dużo było też wycieczek szkolnych greckich uczniów.
Wszyscy byli głodni, więc pierwszym celem było znalezienie knajpy. Usiedliśmy w jednej, na małym placu. Janek w końcu spróbował sałatki po grecku. Nie rozczarował się.
Potem były lody i spacer zabytkowymi uliczkami. Otarliśmy się o cerkiewny kościół świętego Sirydora. Miasteczko jest bardzo urokliwe. Nad brzegiem morza, na wzgórzu wnoszą się mury starej twierdzy. Po morzu pływały żaglówki i promy, m.in. do Włoch. Dzieciaki zaczynały marudzić, bo chciały jeszcze wrócić do nas i iść popływać. Ja z chęcią poszwędałabym się tu jeszcze…
Wracając zatrzymaliśmy się w przydrożnym markecie zrobić zakupy. Kupiliśmy trochę lokalnych owoców. W tym popularne na Korfu kumkwaty. Wyglądają jak małe podłużne pomarańcze. W smaku są jakby połączeniem cytryny z pomarańczą. Specyficzne, ale smaczne. Kupiłam też owoce przypominające wyglądem trochę passion fruit. Niestety nie zrozumiałam jak się nazywają. Obiera się je z cienkiej skórki i je. W środku mają 2-3 twarde brązowe pestki. Są kwaśne. Nie wiemy co to, ale smakują nam. Trochę mnie twarz piecze od słońca. Jutro opuszczamy Ipsos. W planach mamy trochę jeżdżenia po wyspie i jej wschodnio północnym wybrzeżu. Zobaczymy co uda się zrealizować. Nocleg będzie w Sidari.