Chiński Nowy Rok w Tajlandii?

 

Tak sobie wzdychałam, że chciałabym jeszcze zostać na wybrzeżu, że ktoś u góry mnie wysłuchał i opóźnił nasz lot do Bangkoku o 3h. Niestety spędziliśmy je już na lotnisku w Krabi. Ja do zachodu słońca siedziałam na zewnątrz i łapałam ostatnie promienie słońca. Samolot linii Nok Air jakoś nie wzbudzał mojego zaufania i na każdy stuk reagowałam nerwowo jak nigdy. No, ale samo logo nie wyglądało już zbyt bystrze i wiarygodnie…. 😉

W Bangkoku byliśmy o północy. W hotelu przed 1 w nocy. Uprzedziliśmy wcześniej recepcję o godzinie przyjazdu, by nam nie skasowali rezerwacji. Po przyjeździe miła niespodzianka. Dostaliśmy upgrade do apartamentu na 12 piętrze, z widokiem na nocne miasto.
Tym razem na tą ostatnią noc wybrałam hotel w dzielnicy biznesowej. Był bliżej miejsc, które jeszcze chcieliśmy zobaczyć.

Wylot do Europy mieliśmy dopiero przed północą, a więc cały dzień na włóczęgę po Bangkoku. Nie spieszyliśmy się. W hotelu na 7 piętrze była siłownia i basen. Na bieganie nie miałam ochoty, ale chętnie wskoczyłam do basenu. Zrobiłam 2km i od razu poczułam sportowe endorfiny 🙂

W południe, gdy już musieliśmy opuścić pokój, zostawiliśmy nasze bagaże w recepcji i ruszyliśmy na miasto. Zaczęliśmy od Parku Lumpini. To taka miniaturka nowojorskiego Central Parku. Z jeziorkiem pośrodku, duża ilością drzew, ławeczek, zewnętrznych siłowni, ścieżek do biegania lub jazdy na rowerze. Ale główną atrakcją były wielkie jaszczury wylegujące się przy wodzie. Część z nich oblegała przystanek autobusowy poza bramą parku.

Z parku poszliśmy do kolejnej atrakcji – wieżowca King Power Mahanakhon. Bilety kupiliśmy rano online. Budynek ma 314 m wysokości, a na 78 piętrze znajduje się przeszklony taras widokowy. Wjazd multimedialną windą, która pędzi 480 min/m (blisko 30km/h), to już niezła atrakcją. Na górze widoki super na cały Bangkok. Żeby wejść na taras trzeba założyć specjalne ochraniacze na buty. Zdjęcia, ze względów bezpieczeństwa można robić tylko spoza szklanej platformy. Super wrażenia!

W tym tygodniu z powodu dużego smogu w Bangkoku cała komunikacja była darmowa. Zarówno przejazdy naziemną kolejką BTS jak i metrem. Janek tak zaplanował trasę, byśmy się przejechali oboma środkami transportu. Na bramkach obsługa wydawała darmowe karty/ żetony do odbicia.

Z dzielnicy biznesowej pojechaliśmy zobaczyć świątynię Złotego Buddy – Wat Traimit, z olbrzymim 3m (i ważącym 5,5 tony) posągiem Buddy, wykonanym z litego złota. To jedna z najważniejszych świątyń w Bangkoku. Posąg Złotego Buddy ma około 700 lat. Przez wieki jego prawdziwa wartość była nieznana, ponieważ w czasach wojen został pokryty warstwą gipsu, aby ukryć go przed najeźdźcami. W 1955 roku, podczas przenoszenia posągu do nowej świątyni, gipsowa warstwa uległa uszkodzeniu, odkrywając pod spodem złoty posąg. Jest to największy na świecie złoty posąg Buddy, faktycznie na żywo robi wrażenie. Akurat trwały przygotowania do obchodów Chińskiego Nowego Roku. Świątynia była zdobiona kwiatami i sprzątana (jedna pani na kolanach przez chusteczkę prasowała czerwoną wykładzinę).

Świątynia znajduje się w Chinatown. Resztę dnia spacerowaliśmy ulicami kolorowej dzielnicy. Wieczorem, o zachodzie słońca siedliśmy w knajpie z widokiem na rzekę. Gdy ponownie wyszliśmy na ulice, już po zmroku panował na nich istny szał świętowania nadejścia Chińskiego Nowego Roku – z roku smoka wejście w rok węża. Kolory, muzyka, przebierańcy, stragany z jedzeniem i wszelkiego rodzaju duperelami. Totalny zawrót głowy 🙂 Idąc do stacji metra trafiliśmy na spokojniejsze miejsce nad kanałem. Ładnie oświetlone, cichsze. Kupiłam sobie ostatni mango shake, pani mi go wyjątkowo bogato przyozdobiła, połówką mango i arbuzem. Pychota. Zrobiliśmy pieszo ponad 15 km. Najważniejsze miejsca w Bangkoku udało się zobaczyć, w gratisie dostaliśmy możliwość uczestniczenia w obchodach Nowego Roku.

Taxi na lotnisko i wylot do Europy. Już w Wiedniu czekamy na kolejny lot do Monachium i potem do Poznania. Trudno uwierzyć, że to wszystko się już kończy. Ale w domu czekają kolejne atrakcje – dwa psy (Ruda znowu u nas urlopuje) i yacool 😉 A ja już zaczynam się zastanawiać nad kolejną podróżą… no bo trudno byłoby mi tak wrócić do codzienności bez kolejnego planu…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.