Iten Cross Country
Dziś rano w Iten odbywały się zawody z cyklu cross country. Wstaliśmy o świcie i zrobiliśmy ostatni godzinny trening w Iten. Szybkie śniadanie, motorek i pojechaliśmy na market. W tym roku zawody przełajowe przenieśli na trawiaste, duże boisko obok rynku. W ubiegłym roku biegi były rozgrywane na terenie szkoły St. Patrick. Przyjechaliśmy chwilę przed startem pierwszej grupy. Dziewczyny, juniorki biegły trzy okrążenia, w sumie 6km. Wypatrzyłam kilka, które biegły boso. Zdarzyła się też dziewczynka biegnąca we wciąganych, chińskich tenisówkach i parę w spódniczkach. Na miejscu spotkaliśmy Bożenę i Bogdana i razem oglądaliśmy, komentowaliśmy przebieg rywalizacji. Drugą grupą byli chłopcy, juniorzy. Przynajmniej z założenia, bo patrząc na sylwetki i twarze niektórych z pewnością mieli dużo więcej niż 21 lat. Każda grupa przed startem pozowała do zdjęć z banerem, mówiącym o czystej rywalizacji, bez dopingu.
Biegacze we wszystkich grupach startowali szeroką ławą, zanim usłyszeli wystrzał. Było to niebezpieczne zwłaszcza w przypadku seniorów mężczyzn, którzy ruszyli jak dzikie konie, tratując niemal osoby, które na murawie robiły im zdjęcia przed startem. W tym całym zamieszaniu ucierpiał też Asbel Kiprop, który wystartował w biegu seniorów. Na linii startu zawiązywał jeszcze buta, gdy nagle inni ruszyli. Przewrócili go. Kiprop próbował gonić stawkę, widać było na kolejnych nawrotkach jak przesuwa się do przodu. Niestety ostatecznie zszedł z trasy. Meshack widział go potem jak masował sobie kolano, może zbyt mocno ucierpiał na starcie. Szkoda, bo chętnie byśmy zobaczyli jego rywalizację na żywo.
Yacool wypatrzył jednego chłopaka z fajnym ruchem. Dziś ukończył bodajże na piątej pozycji. Yacool nagrał go do dalszych analiz. Kto wie, może jak przyjedziemy tu za rok, okaże się, że to już jakiś świetny biegacz. Tak było w przypadku noname z Kamariny, którego nagranie z ubiegłego roku yacool wykorzystał w swoim artykule. Noname ma już nazwisko, Joram Lumbasi, oraz włoskiego menedżera i rekord życiowy w połówce poniżej 59′. Rok temu to był jedyny biegacz, na którego yacool zwrócił uwagę ze względu na świetny ruch.
Po zawodach wróciliśmy do hotelu. Po drodze zrobiliśmy jeszcze kilka fotek Altr, które świetnie się tu sprawdziły. Zaczepił nas jakiś chłopak, chciał je przymierzyć. Nazywa się Ben Mutai. Do tej pory biegał na bieżni, od 400-10000m. Na 400m ma 45″ z haczykiem. Teraz przestawia się na dłuższe biegi, chwilowo pobiegł 64′ w półmaratonie. Okazało się, że ma domek, w którym wynajmuje pokoje, zaraz obok Keellu. Pokazał nam je. Całkiem fajne miejsce, z małym ogródkiem. Brakuje tylko łazienki wewnątrz. Ale ma wydzieloną wnekę w domu, może zainwestuje w przyszłości. Chwilowo mieszkają u niego Hiszpanie. Podobno w styczniu ma przyjechać ktoś z Polski, Tomasz.
Po południu przyszli do nas Meshack z Danielem. Zjedliśmy razem obiad i się pożegnaliśmy. Musimy się spakować. Około 19 jedziemy matatu do Eldoret, a potem w nocy do Nairobi. Jutro rano mamy samolot do Lamu. Sprawdzimy czy przy granicy z Somalią można znaleźć ciała do biegania. Chcemy tam spędzić kilka dni i potem jeszcze polecieć na południe wybrzeża, pod granicę z Tanzanią, na wyspę Wasini.
Trudno nam stąd wyjeżdżać. Z każdym rokiem przywiązujemy się do ludzi i tego miejsca coraz bardziej. Niczym owce do swojego postronka…
P. S. Dziś szykuje się mega disco w Keellu. Już nie posłuchamy.