Moje urodziny
29.12
Rano umówiliśmy się z chłopakami, by przyszli na sesję relaksacyjnej jogi. Byli o 10. Jacek pokazał im serię assan, zaczął od nauki spokojnego, pogłębionego oddechu. Potem kilka ćwiczeń na różne partie ciała. Meshack piszczał, gdy miał po prostu leżeć na plecach z rękoma wyciągniętymi za głowę. Nie był w stanie wyprostować ich w łokciach, sprawiało mu to duży ból. Chłopacy ćwiczyli z dobre 2h. Ja odpuściłam, bo znowu dziś kiepsko spałam. Nie wiem co jest tego powodem, jest cicho i spokojnie, nie to co w Keellu we wcześniejszych latach. Może za wcześnie chodzimy spać, w końcu to 2 godziny różnicy, albo piję za dużo czarnej herbaty.
Gdy skończyli robić jogę zaproponowałam, że przygotuje sałatkę na lunch. Wyglądali na zaskoczonych, no bo jak to samą sałatkę… Wysłałam więc Meshacka z Danielem, by przynieśli kilka chapati. To im się bardziej spodobało.
Po lunchu przy herbacie uczyliśmy ich rozwiązywać sudoku. Daniel się wkręcił. Meshack stwierdził, że musi odpocząć, bo po jodze nie chce tracić luzu, który uzyskał.
Cały czas szukamy sposobu na dotarcie do Kipchoge. Okazało się, że w 2011 roku Daniel mieszkał w Eldoret i razem z Kipchoge i jego grupą robił speedworki na stadionie. To po tamtych treningach pobiegł na wysokości półmaraton w Eldoret w 63:14. Potem przeprowadził się i zaczął trenować w Iten. W Eldoret biegał głównie sam, tu był w grupie, ale się już nie zbliżył do tamtych wyników. Mówił, że tu się nie da tak szybko biegać, mimo to nadal tu mieszka i trenuje. Kipchoge jest teraz z rodziną poza swoim biegowym campem. Powinien być na miejscu z początkiem stycznia.
Dziś były moje urodziny. Yacool zamówił u dziewczyn w Keellu tort, zaprosił też kilkoro znajomych. Tortem wszyscy się zachwycali, biszkopt był bardzo smaczny i słodki, udekorowany na zewnątrz. W Kenii nie przekłada się tortów masami tak jak u nas. Nasi Kenijscy znajomi śpiewali w suahili życzenia. Trochę to trwało, aż w końcu ktoś mnie szturchnął i powiedział, że oni śpiewają, że mam pokroić tort. Brzmiało to tak: „kata keki dia Agata, hii ni keki sio ugali”. Co znaczyło: pokrój tort droga Agato, tort to nie ugali”. Pokroiłam więc tort. Wtedy jedna z kelnerek nadziała kawałek na widelec i kazała mi ugryźć przy radości pozostałych. Chciałam częstować innych gości, ale wskazano, że drugi kawałek należy się yacoolowi. Nie oponował i sięgnął po największy. Tort zniknął w kilka minut. Zaproponowałam, by dziewczyny wzięły po kawałku dla swoich dzieci i bliskich w domu. W międzyczasie domówiliśmy 30 mandazi. Kucharz w Keellu robi je bardzo smaczne. Dostaliśmy górę pysznych mandazi, które zniknęły w równie szybkim tempie.
Od Alexa, prowadzącego sklep z pamiątkami, Olympic Corner dostałam rzeźbione drewniane dwie łyżki do sałaty, przydadzą się!
Robiło się późno i część gości poszła do domu, a my zamówiliśmy sobie jeszcze kolację. Kenijczycy swój dinner jedzą ok 20-21. Z reguły jest to ugali z managu, które wypełnia brzuch do rana. Jacek był już pełen. Ja nabrałam ochoty na lokalne piwo – Tusker, kurczaka i frytki. Dostałam sporą porcję. Poprosiłam więc o pusty talerz, by jednak podzielić się z yacoolem. Po chwili kelnerka przyniosła mu talerz jeszcze bardziej czubaty niż mój, pełen kuku i chips, czyli kurczaka z frytkami. Nie zrozumiała mnie. Zamówiłam sobie drugiego Tuskera z nadzieją, że może to pomoże mi dziś zasnąć.
W telewizji w restauracji leciał mecz angielskiej premier league. Kenijczycy są fanami piłki nożnej. Spoglądali więc na ekran telewizora i głośno komentowali. Kiedy koło 22 chcieliśmy już się rozejść, okazało się, że na dworze leje. Wróciliśmy więc z powrotem do środka. Zajrzeliśmy jeszcze do sali disco. Co dziwne mimo soboty było prawie pusto, nieliczni goście siedzieli z nosami w swoich komórkach. Przede wszystkim jednak muzyka leciała z umiarkowaną głośnością. Zupełnie inaczej niż w poprzednich latach, gdy szyby trzęsły się nam w oknach pokoju i gdy nie było szansy na spanie. Zawsze na to narzekaliśmy, ale przez lata jak tam mieszkaliśmy nic się nie zmieniało. Czyżby w końcu ktoś zrozumiał, że goście hotelowi też chcą czasem odpocząć?
Po jakimś czasie przestało padać. Ruszyliśmy pieszo do domów. Po drodze Alex pokazał nam punkt, w którym wynająć można rowery. Przechodząc obok niego natknęliśmy się na jego właściciela. Od razu uzgodniliśmy cenę wynajmu i zapowiedzieliśmy, że przyjdziemy po dwa rowery nazajutrz rano. Yacool chciał wziąć Meshacka i Daniela do lasu na trening techniczny.
Syta kolacja i piwo zadziałało, poszłam od razu spać.
No to wszystkiego najlepszego, aczkolwiek trochę spóźnionego 😉
Dziękuję bardzo 🙂