Pakistan – Hunza

 

Nastał w końcu dzień, gdy mogliśmy trochę zwolnić tempo. Co prawda Usar proponował poranne wyjście na oglądanie wschodu słońca, ale poza jedną osobą nikt się nie skusił. Mnie dzień wcześniej dopadły problemy żołądkowe i też odpuściłam. Na szczęście to nic poważnego. Z drugiej strony, wszędzie gdzie śpimy wystarczy odsunąć zasłony w oknie, by móc podziwiać widoki. Nawet nie trzeba wychodzić z pokoju 😉

W planie na dziś było zwiedzanie dwóch fortów górujących nad doliną Hunzy. Zaczęliśmy od spaceru do Baltit Fort. Na miejscu lokalny przewodnik oprowadził nas po starej fortecy, będącej dawniej zamkiem władców tego regionu. Ciekawie opowiadał o historii żyjących tu ludzi i powiązaniach z Tybetem. W elementach zdobień można było dostrzec symbolikę buddyjską. Do czasu powstania jedwabnego szlaku ludzie stosowali tu złą gatunkowo sól, nie jodowaną. Było to przyczyną chorób tarczycy u wielu ówczesnych mieszkańców.

Ze wzgórza, na którym stoi fort podziwialiśmy wijącą się w dole rzekę i jesienne kolory drzew. Podobnie jak w Polsce, jedynie wysokie szczyty dookoła nie pasowały do polskiego krajobrazu.
Na szkolnym boisku dzieciaki grały w krykieta. Jest on tu bardzo popularny, częściej widzieliśmy na ulicach czy prowizorycznych boiskach ten sport niż piłkę nożną.
Po obejrzeniu fortu poszliśmy do kawiarni. Usar reklamował ją jako najlepszą w mieście. Faktycznie kawa była bardzo dobra, przede wszystkim ze świeżo mielonych ziaren, a nie rozpuszczalna jaką nam tu serwują. Do tego tradycyjne ciastko z orzechami laskowymi. Pycha! Później był czas wolny na poszwędanie się i zakupy pamiątek. Było tu sporo małych sklepików, z kamieniami, minerałami, tradycyjnymi szatami, szalami. Rejon ten słynie także z suszonych owoców i orzechów. Kupiłam ich całą siatkę, by po powrocie móc przywoływać pakistańskie wspomnienia.
Zanim wróciliśmy do naszego guesthouse zjedliśmy jeszcze w miasteczku lunch. Tradycyjne potrawy ( placek z mięsem i wersja wege z serem, ale nie pamiętam nazw) i ziołowa herbata. Brakuje mi owoców i warzyw, ale po ostatnich problemach żołądkowych wolałam nie ryzykować.

Po południu podjechaliśmy już naszym busem do drugiego fortu – Altit. Datuje się, że liczy on ok 1100 lat. Przed wejściem na teren fortu, który otaczał ogród, a właściwie owocowy sad siedział starszy pan, który brzdąkał coś na tradycyjnym instrumencie. Tu także trafiliśmy na świetnego guida, który oprowadził nas po obiekcie. Opowiedział nam o buddyzmie i islamie, który potem nastąpił. O więźniach, którzy byli tu przetrzymywani i strącani poprzez zrzucenie z murów twierdzy. Wspomniał o dawnych władcach mieszkających tu i pokazał sposób ich życia. Pomieszczenia, gdzie spędzali czas. Sypialnie na czas zimy i upalnego lata. Kuchnię i miejsce spożywana posiłków, które stanowiły jedną izbę. Dawni władcy bali się zamachów na swoje życie poprzez otrucie. Ściany pomieszczeń zdobiły zdjęcia dawnych władców. Z górnego tarasu można było podziwiać wspaniałą panoramę. W dole na dachach suszyły się zioła i owoce. Dolina Hunza słynie z orzechów i moreli. ( Ja pakując się już na wylot z Pakistanu zauważyłam, że zostawiłam całą siatkę zakupionych smakołyków w hotelu w Hunza 🙁
W planie mieliśmy jeszcze przejazd do Eagle Nest na zachód słońca. Droga była bardzo kręta i popularna. Wielokrotnie musieliśmy się zatrzymywać i przytulać do jej krawędzi, by przepuścić auta z naprzeciwka. Ostatecznie na punkt widokowy dotarliśmy już w zasadzie po zachodzie słońca. Mimo to ponapawaliśmy się panoramą okolicy. Na jednym z głazów siedział kot, który wyraźnie pozował do ujęć z Himalajami w tle.

Wróciliśmy do hotelu na kolację. Po niej właściciel obiektu zaplanował dla nas wieczór z tradycyjną muzyką i tańcami. Było wesoło. Usar dał radę skombinować butelkę „hunza water” – tradycyjnego bimbru. Alkohol oficjalnie nie jest tu dostępny, Usar dwoi się i troi, by zdobyć trochę alko z czarnego rynku.
Po występie lokalnego zespołu mieliśmy drugą część wieczoru przy ognisku. Rozpalili je na dachu naszego hotelu, przy rozgwieżdżonym niebie. Po niedługim czasie właściciel hotelu zapowiedział, że to nie koniec na dziś i że jak ogień przygaśnie to pójdziemy na ciąg dalszy imprezy na miasto. Nie wiedzieliśmy za bardzo czego się spodziewać. Co prawda w tym rejonie widzieliśmy więcej kobiet na ulicach, także my mogliśmy być luźniej ubrani ( bez obowiązku zakrywania włosów), ale i tak to czego doświadczyliśmy przekroczyło nasze oczekiwania. Nasi gospodarze zabrali nas na fantastyczny koncert rockowy! Występował podobno bardzo znany zespół. Muzyka była świetna. Mnóstwo młodych bawiących się ludzi, nawet z bardzo małymi dziećmi na baranach. Dołączyliśmy ochoczo do imprezy. My filmowaliśmy bawiących się Pakistańczyków, a oni nas. Jakże inny to był obraz od tego stereorypu, który utrwalają nam w głowach media…
Po godzinie pogowania wróciliśmy do naszego hotelu. Koncert też już dobiegał końca. Rozpaliliśmy jeszcze raz ognisko na dachu i przez chwilę przy nim posiedzieliśmy. Dołączyła ekipa młodych Pakistanek, która także zatrzymała się w tym hotelu. Dziewczyny miały po 20 kilka lat. Ubrane w jeansy i sneakersy, palące papierosy. Pochodziły z południa kraju, dawnej stolicy – Karachi. Przyjechały tu ze znajomymi na wakacje.
Dziś doświadczyliśmy wielu obliczy tego kraju…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.