Peru – Cusco, pępek świata.
Został nam ostatni dzień w Cusco. Po południu mieliśmy lot do Limy, nocleg i wylot do Europy kolejnego dnia. Cusco było stolicą Imperium Inków, największego imperium prekolumbijskiej Ameryki. Inkowie wierzyli, że Cusco stanowi centrum wszechświata duchowego i fizycznego (w języku keczua nazwa oznacza „pępek”, w znaczeniu centrum świata). Miasto leży na wysokości około 3 400 metrów n.p.m. My po 2 tygodniach przebywania na dużych wysokościach spokojnie mogliśmy już spacerować po stromych ulicach bez odczuwania dyskomfortu wysokości. Wiele budynków w Cusco ma kamienne fundamenty z czasów Inków (są teorie, że mury te były zbudowane przez dużo wcześniejszą cywilizację), na których później zbudowano kolonialne konstrukcje hiszpańskie.
Na Netflixie jest doskonała seria dokumentów, „Prehistoryczna apokalipsa”, w której autor odwiedza te miejsca i z udziałem lokalnych archeologów przygląda się wielkim budowlom w różnych częściach świata. Cusco od 1983 r jest wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Na spokojnie pochodziliśmy po mieście, kupiliśmy ostatnie pamiątki, wypiliśmy kawę z widokiem na zabytkowe uliczki. Legenda (i niektóre źródła historyczne) mówią, że Inkowie zaprojektowali miasto na planie pumy, świętego zwierzęcia. Głową pumy miał być Sacsayhuamán, a ogonem – obecna dzielnica San Blas. W Cusco jest wiele muzeów, ale potrzebowalibyśmy jeszcze przynajmniej jednego dnia, by do nich wszystkich zajrzeć.
Postanowiliśmy zwiedzić jeden z najważniejszych obiektów – dawną Świątynię Słońca – Qorikancha. I to był doskonały wybór. To tam znaleźliśmy mały kamyczek pośród idealnie dopasowanych kamiennych bloków, który znaliśmy z programu Cejrowskiego. Dzień wcześniej bezskutecznie szukaliśmy go w Sacsayhuamán. Qorikancha to najważniejsze miejsce religijne Inków, przekształcone przez Hiszpanów w klasztor dominikański. Zwiedzając ponownie oglądaliśmy mury zbudowane z idealnie dopasowanych bloków kamieni, bez zaprawy, spasowanych tak, że nie dałoby się między nie wcisnąć żyletki. Zaskakujące! Były też kamienie zawierające okrągłe otwory, frezy, bardzo równe i symetrycznie rozmieszczone. Technika ich wykonania do dziś nie jest oczywista. Przewodnicy podkreślali w każdym z takich archeologicznych miejsc, że Inkowie nie znali koła, nie dysponowali żadnymi zaawansowanymi narzędziami, nie posługiwali się pismem.
Dlatego jest tyle wątpliwości i podważania teorii, że to dzieło Inków. Chodząc po ulicach Cusco można zobaczyć ściany budowane różnymi technikami. Najniższe warstwy składają się z największych bloków, wielokątnych, każdy inny, mimo to idealnie spasowanych do otaczających innych kamieni. Dopiero na nich leżą mniejsze, bardziej prostokątne, podobne jeden do drugiego. Najwyższe warstwy są można by powiedzieć najbardziej niechlujne, nierówne. Niektórzy archeologowie mówią, że to właśnie te były dziełem Inków, budowane na zastanych tu wcześniejszych dużo starszych murach.
Przytoczony dokument na Netflixie w jednym z odcinków pokazuje podobny mur do tego w Sacsayhuamán. Znajduje się on na oddalonej o około 6tys. km od wybrzeży Peru Wyspie Wielkanocnej. To są dla nas pasjonujące archeologiczne zagadki, które zaczynają powoli nakreślać plan kolejnej podróży…