RPA – rezerwat Bonamamzi i St. Lucia
Zanim wyjechaliśmy z Eswatini zajechaliśmy do miejsca, gdzie kobiety z lokalnej społeczności mają sklepiki i sprzedają swoje wyroby. Mnóstwo pomysłów na prezenty. Mogliśmy zobaczyć jak tworzą się świeczki, ręcznie robione np. w kształcie nosorożca, czy hipcia. Zrobiliśmy szybkie zakupy i ponownie jesteśmy w RPA.
Przyjechaliśmy do prywatnego rezerwatu Bonamamzi. Zaraz obok jest Hluhluwe – iMfolozi, gdzie żyją nosorożce. Park jest szczególnie znany z ochrony nosorożca białego, ale występuje tam także nosorożec czarny. W obronie przed kłusownikami wiele zwierząt stąd przesiedlono, by obniżyć ich zgrupowanie w jednym miejscu. Dodatkowo poddaje się je dehornizacji – czyli obcina im się rogi. To powoduje, że nie są już atrakcyjne dla kłusowników. Rogi to jak nasze paznokcie, keratyna, odrastają. Potrzeba ok 18-24 miesięcy, by był sporych rozmiarów, dlatego zabieg się powtarza co około 1,5-2 lata. Jest to dość kontrowersyjna metoda, ponieważ bez rogu zwierzę jest na przegranej pozycji w walce o dominację o samicę.
Ochrona opiera się też na regularnych patrolach strażników oraz wyspecjalizowanych jednostkach anty-kłusowniczych.
Z samego rana pojechaliśmy na safari. Mieliśmy ponownie szczęście, bo spotkaliśmy mnóstwo zwierząt. Przepiękny teren parku, od gęstego buszu do otwartych przestrzeni sawanny. Były rodziny żyraf, stada zebr, nyale, impale, bawoły, które mierzyły nas wzrokiem. I był też bohater dnia, nosorożec biały. Mama, tata i młode, które ledwo było widać w wysokiej trawie. Nosorożec jest olbrzymi, to po słoniu drugie największe zwierzę lądowe. Trzeci jest w tym zestawieniu hipopotam.
Emocje i wzruszenie, to zdecydowanie nam towarzyszyło, gdy przypatrywaliśmy się tym wszystkim zwierzętom w ich naturalnym środowisku.
Wróciliśmy do naszej lodge na śniadanie i po niedługim czasie ruszyliśmy dalej. Tym razem na wodne safari. Pojechaliśmy do nadmorskiego, spokojnego i leniwego miasteczka St. Lucia. Poszliśmy przez las namorzynowy na spacer zamoczyć nogi w oceanie. Potem pyszna rybka na lunch i przemarsz główną ulicą. Po zmroku jest tu mniej bezpiecznie. Hipopotamy wychodzą z jeziora i przychodzą żerować na tutejszych trawnikach. Podobno trawa jest tu smaczniejsza niż nad brzegiem jeziora 😉
Czekał nas dziś też rejs po estuarium.
Estuarium to ujściowy odcinek rzeki, który jest szeroki i częściowo „zalewany” przez morze – czyli miejsce, gdzie miesza się woda słodka z rzeki i słona z oceanu/morza. Płynęliśmy naszym stateczkiem powoli, a kapitan opowiadał nam o ekosystemie i hipopotamach, których było tu mnóstwo. W całym rozlewisku, które zajmuje obszar około 350 km2 żyje około 800 hipopotamów i 1200 krokodyli. Jest też kilka rekinów tępogłowych, które potrafią żyć zarówno w wodach słodkich jak i słonych. Wpływają tu z oceanu, by urodzić i odchować młode w bezpieczniejszych warunkach. Gdy zrobiło powodu mniejszych deszczy poziom jeziora opada, wtedy tworzy się łacha piachu, które odcina im dostęp do oceanu. To było jeszcze inne spojrzenie na przyrodę. Mamy za sobą różne formy safari – jeepami 4×4, bush walk i teraz water safari.
Czekają nas jeszcze piękne widoki i trekking w Górach Smoczych, historia apartheidu i walki Nelsona Mandeli o równouprawnienie. I na koniec Kapsztad i jego atrakcje 😊




















