Teneryfa – ciągnie nas w góry, po południu w las

 

Dzień 6 – 10.12
SOBOTA
Poranny widok z tarasu nas nie rozczarował. W dole widać było Orotavę i Puerto de la Cruz, a także bezchmurny dziś szczyt wulkanu Teide. Kawa w takich okolicznościach naprawdę smakuje inaczej. Postanowiliśmy dziś ponownie podjechać w góry i pokręcić się wokół wulkanu. Te surowe tereny podobają nam się najbardziej. Chcieliśmy przejechać wyspę niejako jej granią, jedną z dróg, która prowadzi właśnie wzdłuż Teneryfy od wulkanu do jej północnych brzegów. Z Orotavy na wulkan dotarliśmy w około pół godziny, oczywiście licznymi serpentynami. Dziś pogoda pod wulkanem była idealna, bezwietrzna i niemal bezchmurna. Było też znacznie cieplej. Za pierwszym razem, gdy byliśmy przy kolejce na wulkan było raptem 8 st, dziś około 20. Niestety wszystkie bilety na dzisiejszy wjazd kolejką na wulkan były wyprzedane. Wrócimy tu kiedyś i wejdziemy na niego pieszo.

Jadąc drogą na północ co i rusz są na niej wyznaczone małe zatoczki z punktami widokowymi. Prowadzą z nich także liczne piesze szlaki. Po niektórych można także jeździć rowerami czy motorami. No i biegać. Yacool chce, żebym testowała właściwie każdą ścieżkę, na którą trafiamy. Z tego też powodu pokonanie odcinka ok 40km zajęło nam dziś niemal 3h ;).

Po drodze mijaliśmy też całą grupę paralotniarzy szybujących po niebie. Momentami bałam się, czy się nie splączą ze sobą. Przejeżdżaliśmy także obok obserwatorium astrofizycznego. Na bramie była informacja o możliwości odbycia „guided tours”. Muszę sprawdzić na przyszłość czy faktycznie można je zwiedzić.
Teneryfa nie jest duża, ale ze względu na góry panują tu różne mikroklimaty. Codziennie ich doświadczamy. W plecakach mamy ubrania na każdą pogodę. Czasem wystarczy przejechać dosłownie kilka km, by być w zupełnie innym klimacie. Tak też było i dzisiaj. Jadąc dachem wyspy z jednej strony leżące w dole miasta były w pełnym słońcu. Po drugiej stronie wszystko przykrywały gęste chmury. Niestety las Anaga, do którego pojechaliśmy na spacer też był spowity chmurami. Mimo to dojeżdżając w ten rejon było widać jak inna jest tu roślinność. I tak jak przy wulkanie można znaleźć czerwone ścieżki niczym w Iten, tak i tu drzewa i cała roślinność bardzo przypominały nam tą znaną właśnie z Kenii.

Góry Anaga powstały w wyniku erupcji wulkanu około 7-9 mln lat temu. Jest to najstarsza część wyspy. Las Anaga pokrywa całą północną jej część i jest rezerwatem biosfery. My jedynie zrobiliśmy dziś kilka kroków w jego głąb. Ptaki cudnie śpiewały. Jest to olbrzymi obszar, z mnóstwem szlaków na dłuższe i krótsze wędrówki. Do eksploracji następnym razem i oby przy lepszej pogodzie. Po wyjściu z lasu zjedliśmy co nieco w lokalnej guachinczy i ruszyliśmy w kierunku domu. Jechaliśmy w totalnej mgle. Ale znowu po przejechaniu 15km wyjechaliśmy z chmur, albo raczej wjechaliśmy powyżej ich poziomu. Udało się jeszcze zobaczyć wybrzeże w zachodzącym słońcu.

Zatrzymaliśmy się na kawę w centrum Orotavy. Fajny klimat starego miasta, sporo ludzi. Na jednym z głównych placów ustawione były szopki bożonarodzeniowe, z głośników leciały znane kolędy po hiszpańsku. Ludzie na balkonach wywieszali olbrzymie listy do św. Mikołaja. No i ta temperatura… +22 stopnie grubo po zachodzie słońca. Ech, ciężko będzie wrócić do polskich zimowych realiów…

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.