Pakistan – Islamabad
Islamabad
Do stolicy Pakistanu przylecieliśmy nad ranem. Procedury wizowe okazały się szybsze niż myśleliśmy. Dłużej czekaliśmy na odbiór bagaży. Na szczęście wszystkie doleciały. Kontrahent czekał na nas na lotnisku i zaprowadził do busa, którym będziemy zwiedzać kraj (między innymi). Dostaliśmy w prezencie po czapce/ berecie przyzdobionym pawim piórkiem.
Było bardzo wcześnie rano. Ulice niemal puste, trochę motorków i mijaliśmy też kilka charakterystycznych dla Pakistanu kolorowych ciężarówek. Pojechaliśmy najpierw do centrum Rawalpindi na śniadanie. Klimat bardzo lokalny, ale śniadanie smaczne i póki co nikogo nie rozbolał brzuch 😁 Zjedliśmy typowe placki puri i nań, do tego zupę z soczewicy i kiszone warzywa. Na deser słodka chałwa. Herbata jak w Kenii z mlekiem i cukrem. Ale na prośbę, właściciel zrobił kilku osobom w tym mi zwykłą czarną, bez dodatków, mimo wyraźnego zdziwienia.
Później nasz lokalny przewodnik przespacerował z nami ulicami miasta. Pokazał kilka starych, około 100 letnich pięknie rzeźbionych fasad domów, dziś już w ruinie. Na ulicach duży bałagan i śmieci. Słupy obwieszone kablami elektrycznymi, a dookoła szyldy sklepów i reklamy firm kablowych. Grupa chłopców grała w popularnego tu krykieta. Dwie osoby z grupy też spróbowały swych sił, całkiem skutecznie 😉 Przeszliśmy szerokim deptakiem, po którym czasem przejechał motorek lub riksza. Ruch jest tu lewostronny więc trzeba uważać. Kierowcy riksz zatrzymywali się proponując transport.
Pojechaliśmy na wzgórze z monumentem, symbolem Islamabadu. Cztery łuki symbolizują regiony kraju. Znajdują się na nich rzeźbienia przedstawiające różne ważne budowle, wydarzenia, sceny z życia.
Spotkaliśmy tam kilka wycieczek szkolnych, dziewczynek i starszych chłopców. Wszyscy prosili nas o możliwość zrobienia sobie z nami zdjęcia. Wzbudzamy sympatię, ludzie są niesamowicie mili i uśmiechnięci. Jesteśmy niewątpliwie niemałą atrakcją.
Zatrzymaliśmy się też przy muzeum. Znajdują się w nim bardzo ciekawe wystawy. Dotyczą nie tylko Pakistanu, ale i pobliskich krajów Azji, takich jak Iran, Tadżykistan, Turkmenistan, Uzbekistan. Można zobaczyć rekonstrukcje domów, narzędzi, plakaty ze zdjęciami, inscenizacje. Ale najciekawszy był występ przed wejściem do budynku. Najpierw chłopacy siedzący na podeście zaczęli grać i śpiewać i zapraszać nas do wspólnego tańca. Na koniec wystąpił wąsaty starszy pan. Śpiewał i tańczył kręcąc się w kółko, pełen folklor!
Ostatnim punktem była wizyta przed Meczetem Faisala. Ogromny gmach z minaretami, sporo ludzi na placu i otaczające go zielone Mergala Hills. Niestety nie udało się wejść do środka. Otwierają go tylko na modlitwę, a ta miała być za 2h. Po terenie obiektu, placu chodzi się boso lub w skarpetkach.
Po niemal dobie spędzonej w podróży byliśmy wszyscy padnięci i marzyliśmy tylko o prysznicu i choć na chwilę zalegnięciu na łóżku. Niedługo lunch, a potem ciąg dalszy. O północy wyjeżdżamy do Chillas na północy. Czeka nas baaardzo długa droga.