Cypr – półwysep Akamas
Na środę mieliśmy zabookowane ebiki do eksploracji półwyspu Akamas.
Z właścicielem, który miał nam je dostarczyć umówiliśmy się, że przywiezie je nam do końca asfaltowej drogi tuż przez wjazdem na półwysep. Generalnie samochodami z wypożyczalni nie można jeździć po półwyspie. Po dzisiejszym dniu już wiem dlaczego.
Początkowo jechaliśmy wzdłuż południowego wybrzeża wyspy. Pierwsze kilka kilometrów było szutrowych, ale i kamienistych, nierównych. Gdyby takie były wszystkie ścieżki, to byłoby ciężko, ale akceptowalnie. Niestety stan dróg pogarszał się niemal z każdą chwilą. Im bardziej się wznosiliśmy tym było trudniej.
Dojechaliśmy do Lara Beach, gdzie w sezonie lęgowym wychodzą na brzeg żółwie i w piasku składają jaja. Potem dalej wzdłuż wybrzeża. Niebo było bezchmurne i widoki super. Półwysep porastają niskie kolczaste krzaki, żyje tu 120 gatunków ptaków, liczne węże i inne gady ( nie spotkaliśmy).
Przecięliśmy cały półwysep wszerz. Wjeżdżając z poziomu morza bardzo stromą i skalistą ścieżką na wysokość 235m. Potem drugie tyle mocno w dół, znów do poziomu morza po północnej stronie wyspy. Ja miejscami schodziłam i prowadziłam rower. Kamloty były olbrzymie, śliskie, do tego mocno zorodowane, ze szczelinami, gdzie mogło utknąć koło roweru.
Po zjechaniu na drugą stronę, czerwoną niczym w Kenii ścieżką dojechaliśmy na sam koniec Cypru. Chłopaki mówili mi, że teraz będzie już łatwiej, bo po płaskim. Ale się mylili… Znowu było pod górę, a szlak ani na moment nie stawał się łatwiejszy. Tyłek myślałam, że mi odpadnie, ale najbardziej bolały mnie dłonie od zaciskania kierownicy na nierównym podłożu.
Ostatnie 10km miałam już totalne odcięcie. Nie pomogały czekolada czy batoniki. Miałam serdecznie dość. Widziałam, że Janek z Jackiem mają lęk w oczach, że zaraz siądę i oznajmię, że dalej nie jadę. Szczerze, byłam tego bliska 😂 Zmobilizowałam się, bo zaczynała dochodzić 16, a wiedziałam, że po 16:30, gdy zajdzie słońce powrót będzie jeszcze trudniejszy. Wizja ukończenia wyprawy też zadziałała pozytywnie na głowę. Skończyliśmy idealnie, o 16:23.
Zrobiliśmy ok 65 km. Całość przewyższeń to prawie 900 m. Gdyby jakość dróg była lepsza, byłoby rewelacyjnie. W życiu tak się nie zmęczyłam na rowerze. Ale satysfakcja, że dałam radę jest, choć niekoniecznie miałabym ochotę to powtórzyć 😆
Wracając po stronie południowej mijaliśmy mnóstwo facetów z długą bronią, na pickupach mieli klatki z ujadajacymi psami. Wyglądało to trochę przerażająco. Byłam bardzo ciekawa, co to za akcja, ale byłam zbyt zmęczona, by stanąć i zapytać… W pewnym momencie, gdy podjeżdżaliśmy pod jedną z wielu górek, zza zakrętu, z zaskoczenia bo nie było go słychać wyłonił się tuż obok nas wojskowy helikopter. Nieźle się przestraszyliśmy, to znaczy chłopacy, bo mi na tym etapie było już wszystko jedno 😆
Punkt oddania mieliśmy pod knajpą. Gość przyjechał i odebrał od nas sprzęty. Zjedliśmy spory obiad, zapiliśmy piwem 0% i wróciliśmy autem do Polis.
Jadąc snuliśmy teorie na temat tych myśliwych. Że to może jakaś obława na przestępcę, albo może na jakieś dzikie zwierzę, które uciekło z pobliskiego zoo … Byłoby trochę przerażającym uciekanie po tych ścieżkach przed lwem czy tygrysem. Bylibyśmy bez szans.
Wieczorem przeczytałam w Internecie, że na półwyspie budują drogi asfaltowe, faktycznie mijaliśmy kilka sprzętów budowlanych. Ale, że część społeczności się temu sprzeciwia, bo to wprowadzi masową turystykę i zniknie dzikość tego miejsca. Dodatkowo wykonawca miał niby poszerzyć o 10m pierwotny szlak, a tego zabraniała umowa na budowę dróg. Może stąd ci faceci z bronią..?