Tajlandia – Ayutthaya
Cały czas trzyma mnie jetlag. Do 2 rano kręciłam się w łóżku nie mogąc zasnąć. Gdy w końcu to się udało zadzwonił budzik…
Dziś kupiliśmy jednodniową wycieczkę do Ayutthayi, dawnej stolicy Syjamu. Nasza grupa była międzynarodowa, Włosi, Francuzi, Australijczycy, Amerykanie, Hiszpanie i 3 pary z Polski. Nasz przewodnik Eddy przypominał mi zupełnie pana Changa z filmu „Kac Vegas w Bangkoku”. Rzucał żartami niczym Sztrasburger w Familiadzie 🙂
Po około godzinie dojechaliśmy do celu i zaczęliśmy zwiedzać pierwszy z kompleksów świątynnych. W sumie odwiedziliśmy cztery. W latach 1350-1767 Ayutthaya była stolicą dawnego, potężnego królestwa. Jest otoczona trzema rzekami, co sprawia wrażenie jakby była wyspą. Dawniej Ayutthaya była bardzo bogatym miastem. Olbrzymie stupy i świątynie, z licznymi posągami Buddy, wszystko pozłacane, co symbolizowało potęgę i duchowość tego miejsca. W tym ostrym słońcu blask tego miejsca musiał być oszałamiający.
Niestety, podczas najazdu birmańskiego w XVIII wieku, wiele z tych skarbów zostało zniszczonych lub zrabowanych, a świątynie pozostały w ruinie. Armia birmańska po zdobyciu Ayutthayi nie pozostała tu jednak. Ich celem była jedynie grabież i upokorzenie sąsiedniego Królestwa. Większość posągów Buddy ma ścięte głowy. Dziś nie pozostał na nich ani jeden złoty listek. Podczas grabieży głowy były odcinane i zabierane jako trofea lub sprzedawane na czarnym rynku. Głowy posągów były również łatwiejsze do transportu i często miały dużą wartość artystyczną. W przeszłości, mimo że w obu krajach panował buddyzm, konflikty i najazdy miały podłoże polityczne i ekonomiczne, a nie religijne. Było to związane z rywalizacją o władzę i terytoria, a także z chęcią osłabienia przeciwnika. Niestety, zniszczenia były częstym narzędziem wojny, niezależnie od wspólnej wiary.
W kolejnej świątyni zobaczyliśmy słynną głowę Buddy wplecioną w korzenie drzewa. Chcąc zrobić sobie z nią zdjęcie, należy usiąść, gdyż nie można stać ponad Buddą. Przy Janka wzroście nawet siedząc było ryzyko, że będzie wyższy 😉 Strażnik głośno i z wyraźnym rozdrażnieniem przywoływał do porządku turystów, którzy robiąc zdjęcie nie stosowali się do tego nakazu.
Ostatni postój mieliśmy przy olbrzymim (37m) posągu leżącego Buddy. Został zbudowany w XIV wieku, a niedawno odnowiony. Jest jednym z największych posągów tego typu w Tajlandii i symbolizuje ostateczne wejście Buddy w nirwanę. Ten widziany wczoraj w Bangkoku był dłuższy (46m), ale ten w Ayutthayi leżący na dworze, w pełnym słońcu robił chyba jeszcze większe wrażenie. Do Bangkoku wróciliśmy po południu, do hotelu przeszliśmy pieszo. Już trochę się orientujemy w okolicy, no dobra, bardziej Janek niż ja 😉/ Młody zaległ, a ja skoczyłam na szybki masaż. Dziś stopy 🙂
W planach mieliśmy jeszcze wieczorne włóczenie się po Bangkoku. Janek ma tu znajomego. Po zmroku spotkaliśmy się z Marcinem, który traktuje Bangkok jak swój drugi, a emocjonalnie nawet jak swój pierwszy dom. Od ponad 10 lat regularnie tu przylatuje i pomieszkuje. Marcin oprowadził nas po Chinatown, zarówno tym tętniącym życiem i turystami jak i mniej uczęszczanymi, bardziej lokalnymi ścieżkami. Główna ulica szykuje się do obchodów chińskiego nowego roku, który przypada na 27.01. Będziemy tu tego wieczora, spędzimy wtedy jeszcze ostatnią noc w Bangkoku przed powrotem do Polski. Zjedliśmy wspólnie super kolacje, wśród lokalsów. Jedzenie było pyszne i za grosze. Sami w tą uliczkę byśmy pewnie nigdy nie weszli. Rozstaliśmy się koło północy. Mój zegarek pokazał mi ponad 26 km zrobionych pieszo. Nazajutrz znowu czeka nas wczesna pobudka, lot do Suratthani i kolejny etap naszej tajlandzkiej podróży 🙂.
We can’t wait!