Stadion Kamariny 2015 – 2018
Stadion Kamariny był kultowym miejscem dla biegaczy nie tylko kenijskich. Dzięki niemu Iten miało świetne zaplecze do treningów – pagórkowate dirty roads na zabawy biegowe i long runy, las do spokojnych joggingów i bieżnię, która mimo, że nie tartanowa i bez obrysowanych torów świetnie nadawała się na szybkie speedworki. Myślę, że z tych właśnie względów, plus niewątpliwie za sprawą niemal 2400 metrów wysokości nad poziomem morza, to właśnie miejsce doczekało się dumnej bramy wjazdowej z napisem „Home of Champions”. Bo to nie jest tak, że to tylko tu rodzą się najszybsi biegacze na świecie. Oni tu przez lata przyjeżdżali, mieszkali i trenowali. Na Kamariny swój pot przelewali późniejsi mistrzowie i rekordziści świata. Stadion był zawsze bezpłatny i otwarty dla każdego. Od rana gromadzili się na nam biegacze, czasami w naprawdę dużych grupach. W ciągu dnia na popas przychodziły owce, a dzieciaki z pobliskiej szkoły przybiegały na przerwę i odpoczynek.
To było miejsce, które w 2015 roku, gdy zawitaliśmy do Iten odwiedziliśmy jako pierwsze. Byliśmy nim zauroczeni. Na drodze prowadzącej na Kamariny niemal zawsze można było spotkać jakiegoś biegacza biegnącego lub wracającego z treningu, czasem z kolcami w ręce. Fantastyczne miejsce głównie ze względu na panującą tam atmosferę – sportu, poświęcenia, ale też i dobrej zabawy w gronie biegowych kumpli. Biali przychodzili tam z nadzieją spotkania i rozpoznania w biegającym tłumie kogoś znanego z imprez światowych. Stadion był miejscem spotkań biegaczy, zawsze coś się tam działo, był pełen życia. Po treningu, na trawie można było się porozciągać, poleżeć, pogadać, popatrzeć na innych. Dla nas był miejscem nawiązywania ciekawych znajomości, podpatrywania Kenijczyków w czasie ich treningów. Tam udało się yacoolowi nagrać m.in. Joruma Lumbasiego – niebieskiego keniola. Filmik, który Jacek zmontował z nim po powrocie, znają chyba już wszyscy nasi biegowi znajomi.
Na Kamariny spędziliśmy mnóstwo czasu. Pamiętam jak pewnego dnia zastał nas tam deszcz. Zbyt długo gadaliśmy po treningu i z ciężkich, ciemnych chmur, które wisiały nad naszymi głowami w końcu lunęło. Schowaliśmy się wtedy razem ze znajomymi Kenijczykami pod drewnianym dachem jedynej małej trybuny. Przyszedł też stary kozioł, yacool chwycił go za rogi i udawał, że się z nim siłuje. Potem do końca dnia nie mógł się pozbyć okrutnego smrodu zwierzęcia ze swych rąk.
W domu nadal mamy w woreczku trochę ziemi zebranej z pierwszego toru stadionu, ma dla nas dużą wartość sentymentalną.
Rok temu stadion został zamknięty. Władze postanowiły zmodernizować obiekt. Powstał ambitny projekt rozbudowy stadionu, wybudowania asfaltowej drogi dojazdowej, parkingów, szatni, trybun i tartanowej bieżni. Stadion ma spełniać międzynarodowe standardy i takie też imprezy mają się na nim w założeniu odbywać. W grudniu 2017 r, gdy wyjeżdżaliśmy z Iten budowa wyglądała jakby utknęła w martwym punkcie. Poza wyburzeniem trybuny, wycięciem fantastycznej akacji, która nadawała mu afrykańskiego smaku i zrównaniem wszystkiego z ziemią nic więcej się nie działo. Był strażnik, który miał doglądać miejsca inwestycji. Projekt przewiduje ukończenie stadionu do 2025 roku. Obecnie mieszkający w Iten biegacze muszą sobie radzić bez niego. W alternatywie mają płatną tartanową bieżnię u Lorny Kiplagat, stadion w Eldoret (ok 40 km) lub w Tambach (ok 20 km). Wszystko to jednak rodzi koszty, na które nie każdego czekającego na swą życiową szansę stać.
Za parę tygodni wracamy do Iten, chcemy tam przeczekać naszą zimę. Sprawdzimy czy przez ten rok cokolwiek się zmieniło.