Malaga
Dziś w ramach luźnego dnia pojechaliśmy do Malagi. Mimo, że w naszej miejscowości na niebie wisiały od rana ciężkie chmury, w Maladze wyjrzało słońce. Gdyby nie nadal silny wiatr byłoby bardzo ciepło.
Zostawiliśmy auto na podziemnym parkingu w centrum i ruszyliśmy „na miasto”. Zostawiliśmy babcię i dziadka pod katedrą i umówiliśmy się za godzinę. My w tym czasie poszwendaliśmy się po okolicy. Wcześniej na mapie odległości między atrakcjami wydawały się większe, ale tak naprawdę wszystko jest w zasięgu krótkiego spaceru. Przeszliśmy przez park palm oddzielający starówkę od wybrzeża. Wśród drzew latało mnóstwo zielonych papug, głośno szczebiocząc.
Wybrzeże z promenadą, częściowo zasłaniającą od słońca białą konstrukcją, która mi przypomina szkielet ryby, a Jankowi sowy…?… Janek określił Malagę mianem „tropikalnej Gdyni” 🙂 Generalnie klimat miasta podobny do tego w Alicante czy w Walencji. Ludzi całkiem sporo, ale może dlatego, że to sobota.
Janek pod nieobecność dziadków wciągnął śmieciowe żarcie (hamburgera z burger kinga) i od razu odżył 😂 Po godzinie wróciliśmy pod katedrę. Dalej razem przeszliśmy do ruin teatru romanum. Wejście na pałac Alcazaba z powodu silnego wiatru było dziś zamknięte. Stromym podejściem (130 m n.p.m.) weszliśmy na wzgórze Gibralfaro z ruinami dawnej twierdzy. Tu także wejście zamknięte (oba obiekty są połączone wewnątrz murów), ale przyszliśmy tu przede wszystkim dla widoków na całe wybrzeże Malagi. A te były rozległe. Choć trochę dziwnie podziwia się wybrzeże, gdy w jego pierwszej linii stoją dość szpetne wieżowce. Między nimi wciśnięta arena do walki byków, a na horyzoncie skaczący po wodzie kitesurferzy.
Po zejściu ze wzgórza poszliśmy na spacer promenadą, w marinie stało zacumowanych kilka jachtów. Zjedliśmy paellę w knajpie na brzegu. Myśleliśmy wcześniej o zwiedzeniu jednego z muzeów, ale jakoś wszyscy byli już dość zmęczeni, chyba głównie tym wiatrem. W Maladze jest m.in. muzeum i galeria z pracami Picassa, który stąd pochodził, oraz muzeum Pompidou – miniatura tego paryskiego – może kolejnym razem tam zajrzymy…