EuroHeros Project – półmaraton w Karlowych Warach

  • IMG_20180518_183856
  • IMG_20180518_135121_HDR
  • IMG_20180518_135205_HDR
  • IMG_20180518_141832
  • IMG_20180518_190634_HDR
  • IMG_20180518_183933

 

Jesteśmy w Karlovych Varach. Jutro odbędzie się tu półmaraton, tym razem bez elity afrykańskiej. Czesi uruchomili nowy projekt, EuroHeros. Dzięki niemu dwa biegi z cyklu są zarezerwowane tylko dla europejskich biegaczy. W ten sposób organizatorzy z RunCzech chcą docenić wysiłki „białych” sportowców, z niciskiem na czeskich, i dać im szansę poczuć smak zwycięstwa. Faworyci to Eva Vrabcova-Nyvltova, rekordzistka Czech w półmaratonie (1:11:01, Praga 2018) i Ukrainiec Siergiej Lebid, 9-krotny Mistrz Europy w przełajach.

Wczoraj, jadąc do Czech zrobiliśmy sobie postój u Roberta (z projektu Sub9) w Zgorzelcu. Poszliśmy na wieczorny wspólny trening do pobliskiego parku. Yacool miał okazję, by sprawdzić postępy ruchowe u Roberta, jest zadowolony z pracy jaką wykonał. Truchtaliśmy i zatrzymywaliśmy się często wykonując różne ćwiczenia aktywujące pracę pośladków w biegu. Ponieważ dla mnie był to drugi trening tego dnia biegłam sobie swoim tempem, chłopacy byli z tyłu i skupili się na wspólnej pracy. Dobiegłam do ścieżki prowadzącej na polanę, z której wcześniej wbiegaliśmy do lasu. Zatrzymałam się, by poczekać na chłopaków. Gdy po paru minutach nadal ich nie było, zaczęłam wątpić czy jestem na dobrej drodze. Zaczęłam truchtać sobie po polanie myśląc, że być może oni dobiegną tam z innej strony. Po kolejnym kwadransie, gdy nadal ich nie było zaczęłam się lekko denerwować. Dochodziła 20, robiło się ciemno i las wydawał się nieprzyjemny. Nie miałam telefonu, oni też nie. Nie wiedziałam czy mam nadal czekać czy biec do domu Roberta. Kilka razy wrzasnęłam „yacool”! Wtedy dobiegł do mnie Robert, trochę zziajany twierdząc, że szukają mnie z Jackiem po lesie, bo byli wcześniej w tym miejscu i mnie nie dostrzegli. Nawet się rozdzielili, by spenetrować większy obszar. No to teraz czekaliśmy jeszcze na yacoola. Przyjechał po kolejnych kilku minutach zadowolony, bo spotkał w lesie jakąś sarenkę i przyglądał się jej jak lekko przed nim ucieka…
Przez te poszukiwania Robertowi wyszedł dobry trening, z tego parę kilometrów w całkiem szybkim tempie. Yacool nie nadążał za nim na rowerze. Fakt, że teren ten był mega krosowy, trudno znaleźć płaski odcinek.

Po powrocie do domu Roberta, jego żona Ania czekała już na nas z pyszną kolacją. Rozgadaliśmy się, naśmialiśmy, wypiliśmy parę piw i nagle zrobiła się druga w nocy. Rozmowy kończyliśmy myślami, a może to wszystko sprzedać i wynieść się gdzieś, gdzie czas wolniej płynie…np do Kenii…

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.