Bergen i okolice
Dziś zwiedzaliśmy Bergen.
Korzystając z przepięknej pogody najpierw pojechaliśmy kolejką torową na wzgórze Floyen. Świetna panorama na Bergen i otaczające je góry. Na szczycie jest kawiarnia i kilka sklepików z pamiątkami. Można stąd ruszyć na krótsze i dłuższe wyprawy. Wybraliśmy jedną z opcji. Mijaliśmy małe jeziorka i wspinaliśmy się utwardzoną drogą coraz wyżej. Na niebie nie było ani jednej chmury. Widoki cudowne! Podobno Bergen to najbardziej deszczowe miasto w Europie. Mieliśmy mega szczęście, że trafiła nam się taka pogoda. Co kilkaset metrów były rozwidlenia i drogowskazy mówiące o celach danej ścieżki. My szliśmy wciąż pod górę. Mijali nas turyści z różnych krajów, Anglicy, Włosi, Hiszpanie no i Norwegowie. Jedni po tych górach truchtali, inni jeździli na rowerach, albo maszerowali. Niektórzy widząc nasze niezdecydowanie, w którą stronę iść na danym rozwidleniu ochoczo doradzali wybór drogi.
Wspięliśmy się całkiem wysoko i szliśmy już potem niejako płaskowyżem. W głębi widać było ośnieżone pagórkowate góry. Widzieliśmy je też wczoraj z samolotu lecąc do Bergen. Jestem oczarowana tym miejscem. Dla osób lubiących trekkingi jest tu mnóstwo opcji.
Zrobiliśmy dłuższą pętlę niż wstępnie mówiłam Jankowi, więc dla podniesienia morale wymyśliłam, że jak zejdziemy do miasta to zaliczymy basen i kąpiel w fiordzie. Młody od razu się ożywił 😉
Kupiliśmy szybko stroje kąpielowe, bo naszych nie wzięliśmy z Polski nie wierząc w aż tak optymistyczne prognozy. I ruszyliśmy wzdłuż fiordu na wyznaczone kąpielisko.
Tutejsi mieszkańcy korzystali z pogody i opalali się na betonowym nabrzeżu, wchodzili też z niego do wody. Dziwnie to wyglądało, tak bez plaży, piasku albo chociaż jakiegoś kawałka trawy…
W basenie Nordnes sjobad była słona morska woda podgrzana do 30 st, woda w fiordzie miała 18. Można było do niej skakać z platformy. Bezpieczeństwa pilnowali ratownicy. Janek zaliczył kąpiel w fiordzie, ja w basenie.
Później poszliśmy jeszcze na koniec półwyspu i ponownie w kierunku centrum i marketu rybnego, przez który już rano przeszliśmy. Jest tu duży wybór streetfoodowych straganów z owocami morza, fish & chips i hamburgerami. Można też kupić wyroby lokalne, jak kiełbasa z łosia czy renifera, oraz rybne przetwory. W pobliżu jest sporo restauracji, wszystkie wypełnione po brzegi, bardzo głośne. Muzyka rozbrzmiewała w każdej z knajp oraz cumujących w marinach statkach, jachtach i mniejszych łodziach. Ludzie śpiewali, tańczyli, bawili się na całego. Do tego koncerty plenerowe. Z pewnością mieszkańcy korzystają na maxa z takiej aury.
Znaleźliśmy z Jankiem włoską knajpę, ryby były już na śniadanie, w jednej z bocznych, trochę cichszych uliczek. Zjedliśmy i Janek wrócił do naszego domu, a ja jeszcze poszłam się poszwędać. Zahaczyłam o zabytkową dzielnicę Bryggen, ze starymi drewnianymi domami. W XIV w była to tętniąca dzielnica handlowa. Dziś w historycznych budynkach znajdują się restauracje i galerie z pamiątkami. Przeszłam wzdłuż gwarnego wybrzeża i nawet udało mi się trafić do domu bez zabłądzenia. 😉
Znowu dochodzi 23, a za oknem jasno jak w środku dnia. Idziemy spać, bo na jutro zaplanowałam aktywny dzień w terenie 😁