Jezioro czy morze?
Na dziś zaplanowałam wyjazd na południe wyspy, nad Jezioro Korisson. Umówiliśmy się, że wstaniemy wcześniej, tak by o 9 wyjechać. Dzięki temu mieliśmy poślizg tylko półgodzinny. Z Agios Gordios prowadziła tam całkiem niezła droga, choć jak zawsze pełna ostrych podjazdow, zjazdow i zakrętów. Po około 30 minutach byliśmy na miejscu. O Jeziorze Korisson czytałam, że jest obszarem objętym programem Natura 2000. Podobno jest to siedlisko wielu gatunków ptaków, żyją tam żółwie, a w czasie migracji można zobaczyć flamingi. Niestety jedyne co udało mi się dostrzec to była mewa i jakiś wróbel. Niemniej jednak miejsce warte odwiedzenia.
Dojechaliśmy tam od strony wioski Chalikouna. Jezioro porośnięte było trawami i sitowiem, od morza oddzielało je pasmo wydm. Yacool był ciekawy czy woda jest w nim słodka, ale nie za bardzo było jak to sprawdzić. W tym miejscu nad morzem była bardzo ładna, szeroka i długa, piaszczysta plaża. Do tego całkiem pusta. Pospacerowaliśmy sobie jej brzegiem brodząc w wodzie i zbierając muszelki. Potem z Jankiem pojechaliśmy szutrową drogą wśród wydm do miejsca, gdzie morze wąskim kanałem łączyło się z jeziorem. Stał tam domek i ambona i kładka, która umożliwiała dalszą, pieszą wędrówkę wzdłuż jeziora.
W południe wróciliśmy do naszej miejscowości. Po drodze mijaliśmy ruiny XIII wiecznej twierdzy w Gardiki. W Agios Gordios poszliśmy na lunch do odkrytej wczoraj knajpki, zamówiliśmy pity wegetariańskie i gyros, lody na deser. Potem plaża i pływanie. Martyna na wczorajszym spacerze brzegiem morza odkryła wrak statku. Poszliśmy go zobaczyć z dzieciakami. Znajdował się na prawo od głównej plaży, za skałkami. Okazało się, że woda w tym miejscu jest dużo cieplejsza, plaża bardziej intymna, przytulna. Yacool robił swój półtoragodzinny morderczy trening pływacki, a my oddaliśmy się nadmorskiej rekreacji. Dopiero około 19 dzieciaki miały dość wody, głód pomógł nam zmobilizować je do zejścia z plaży. W międzyczasie nad plażę nadciągnęła mgła, a może to woda z morza tak parowała. Widok był niecodzienny.
Wróciliśmy pod wieczór do naszego domku na arbuza i zimne piwo, a potem poszłam jeszcze z chłopakami coś zjeść. Janek zajadał hamburgera, a my grecką pizzę z oliwkami, fetą, pomidorami i papryką. Niby nie byliśmy tak bardzo głodni z yacoolem, ale pochłonęliśmy pizzę bez mrugnięcia okiem. Była pyszna. Wracając do domku zdążyliśmy na zachód słońca, który dziś obejrzeliśmy z naszego tarasu.
Jutro będziemy łapać ostatnie promienie greckiego słońca, po południu przejazd do stolicy wyspy i wylot do Poznania. Ciekawe jak przyjmie nas Sudan. On też jest teraz na swoich wakacjach.