Joga Master na Tambach
15.01
O 8 rano byliśmy umówieni z kierowcą matatu, który miał nas zawieźć na stadion w Tambach. Był punktualny. Po drodze zabraliśmy Meshacka i Daniela i razem pojechaliśmy na trening. Na Tambach były dziś tłumy, jak dawniej na Kamariny. Byliśmy przed w pół do dziewiątą i niektóre grupy kończyły już swoje sesje, inne dopiero się rozgrzewały.
Nasi biegacze zrobili sobie kilka kółek rozgrzewki, Janek dołączył do nich i zrobił 5 kółek. Potem chłopacy przystąpili do treningu. W planie mieli zrobienie 5-6 powtórzeń po 2km. Podczas gdy oni biegali, my przyglądaliśmy się biegającym Kenijczykom. Monika z gimbalem biegała i robiła nagrania. Bartek z yacoolem analizowali ruch poszczególnych biegaczy. Spodobała im się jedna dziewczyna, z resztą nie tylko im… Czar prysł, gdy przeszła do biegu. Kto wie może i w niej udałoby się yacoolowi szybko obudzić sprężynę. Nasza Lumbazia biegła w minioną sobotę w zawodach cross country na 10 km. Mówiła, że ostatnio nie trenowała dużo, że jest bez formy i byłaby zadowolona z miejsca w pierwszej trzydzieste. Zajęła 12 miejsce, najwyższe w swojej karierze w biegach tego typu. Była zachwycona, zwłaszcza, że jak twierdzi cały czas szukała swobodnego biegu ze sprężyną i udało jej się go utrzymać.
Na stadionie byli też inni coache, którzy ze stoperami sprawdzali poprawę swoich podopiecznych. Żar lał się z nieba i z ciał galopujących z prędkością ok 2:30/km Kenijczyków. Nasza ekipa miała okazję z bliska poczuć ten pęd i jak sami mówią „znaleźć swoje miejsce w szeregu”. Jeden z tamtejszych trenerów podszedł do nas pytając się skąd jesteśmy. Od razu zwrócił uwagę na Antka, Porannego Biegacza, pytając czy jest 800 metrowcem. Gdy usłyszał, że ten biega maratony, skwitował tylko, że na maraton to Antek jest za wysoki.
Po dwóch godzinach wróciliśmy do Iten. Matatu podwiozło nas pod Kerio View. Chcieliśmy pokazać grupie kolejny z punktów widokowych. Wszyscy byli bardzo głodni, postanowiliśmy coś zjeść w tamtejszej restauracji. Widok z wielkich okien jest tam fantastyczny. Zamówiliśmy napoje i dania główne. Na zimne piwo nie trzeba było długo czekać. Obiad dostaliśmy chyba po godzinie. Było bardzo smacznie, my z Jankiem zjedliśmy super pizzę, reszta lokalne potrawy. Na zewnątrz restauracji po trawie biegały biało czarne małpy. Po wyjściu z restauracji dogonił nas Marcin Lewandowski. Razem z Angeliką Cichocką, Patrycją Wyciszkiewicz i Michałem Rozmysem trenują tu formę do wiosennego sezonu halowego. Spędzą tu trzy tygodnie. Marcin pochwalił się, że ostatni tydzień zamknął kilometrażem 180. Proponowaliśmy mu spotkanie z nami i Bartkiem i wspólną jogę, ale mają swój harmonogram. Spacerem wróciliśmy do domu. Teraz był czas na siestę.
Na 17 mieliśmy zaplanowaną jogę. Michał z Gdańska, przezwany przez Janka Hajzerem, którego w końcu nazwaliśmy Makgajwerem (zbudował w swoim apartamencie moskitierę z firanki, uchwyt na papier toaletowy i gąbkę oraz półkę na kosmetyki w łazience) razem z Antkiem poszli na drugi trening biegowy. Przed piątą przyszła na jogę Faith, nasza dawna biegowa znajoma. Spotkaliśmy ją dziś na Tambach i chciała wziąć udział w naszej sesji. Bartek zrobił nam świetny trening, wszyscy się porządnie zgrzali. Przy okazji obserwował naszych kenijskich przyjaciół i to z czym mają największe trudności. Najwięcej mają problemów z tyłami nóg i dolnym odcinkiem pleców.
Po jodze poszłam z dziewczynami do Nancy po gotowe chapati i warzywa. W warzywniaku u Beatrice dokupiłyśmy pomidorów i awokado. Wyszła nam z tego pyszna i tania kolacja. Po posiłku Meskack i Daniel poszli do domów, a my niedługo potem do łóżek, by odespać intensywny dzień.