RPA – Kapsztad i Przylądek Dobrej Nadziei

Ostatnie dni wyprawy spędziliśmy w Kapsztadzie zwiedzając miasto i Cape of Good Hope. Nasz przewodnik Nico zapewniał, że o ile ktoś na etapie dotychczasowej podróży nie doznał efektu „wow”, to tu na pewno tego doświadczy. Nie mylił się.
Kapsztad to pierwsza osada zbudowana przez holenderskich osadników, którzy przybyli tu w 1652 roku. Miejsce to jest strategicznie położone, niemal na południowym krańcu Afryki. Stanowiło ważny punkt podczas ówczesnych wypraw handlowych do Indii i Indonezji. Najpierw zasiedlone przez Holendrów (Burów), po 1820 roku przejęte przez Brytyjczyków. Dziś wielobarwne, wielokulturowe, z pocztówkowymi widokami i ikoniczną Table Mountain (Górą Stołową).
Przylecieliśmy w deszczu – góra była spowita gęstymi chmurami. Mieszkańcy mówią, że „nakryto do stołu”.
Elastycznie zmienialiśmy plany i kolejność zwiedzania. Przeszliśmy po starej części miasta, wzdłuż twierdzy i ratusza, spod którego przemawiał Mandela po uwolnieniu w 1991 roku. Potem spacer po dzielnicy Bo Kaap, dawniej zamieszkiwanej głównie przez malezyjskich i indyjskich niewolników. Dziś kolorowej, domy pomalowane na różne barwy, na znak odzyskanej wolności przez czarną i kolorową ludność po upadku apartheidu.
Kolacja w jednej z licznych restauracji przy promenadzie Waterfront. Miejsce to pełne jest świetnych knajp, sklepików, galerii, śpiewających i tańczących ludzi i przede wszystkim swobodnie spacerujących turystów.
Pogoda poprawiła się kolejnego dnia i mogliśmy w pełni czerpać radość ze zwiedzania. Udało się nam zrealizować wszystko co mieliśmy zaplanowane na te kilka dni, a nawet więcej.
Popłynęliśmy w rejs na pobliską Robben Island. Do 1991 roku było tu więzienie, w którym przez kilkanaście lat odsiadywał wyrok Mandela i inni walczący z apartheidem więźniowie polityczni. Wcześniej wyspa była także miejscem zsyłki na dożywotnią izolację chorych na trąd. Po więzieniu oprowadził nas jeden z byłych osadzonych.
Po południu, w ramach bilansowania cięższych doświadczeń z przyjemniejszymi, pojechaliśmy zwiedzać winnice i degustować tutejsze trunki. Ten region słynie z najstarszej produkowanej w RPA brandy i świetnych win. W skrócie – było bardzo wesoło 😉
Kolejny cały dzień spędziliśmy na odkrywaniu atrakcji Przylądka Dobrej Nadziei. Piękne zatoki, plaże, mijane bogate dzielnice z willami z „one milion view”.
Rejs na Seal Island i obserwacja kolonii fok. Liczne punkty widokowe. Plaża Boulder Beach, zamieszkana przez malutkie pingwiny południowo afrykańskie. Trekking przez półwysep do latarni morskiej i na Cape Point. Ostatnia pożegnalna kolacja w świetnej knajpie z muzyką na żywo, występami, śpiewem, tańcami i nauką gry na jembe.
W dniu wylotu wycisnęliśmy jeszcze na maksa czas, który nam pozostał. Od rana wjazd panoramicznym wagonikiem kolejki linowej na Górę Stołową. Podłoga obraca się powoli podczas wjazdu, tak by każdy mógł podziwiać widoki z każdej strony. Ciekawe rozwiązanie. Spacer po płaskim szczycie i kolejne setki zdjęć. Potem na chwilę podjechaliśmy na Signal Hill, można stąd w tandemie z instruktorem polecieć na paralotni nad zatoką. Starczyło też czasu na zwiedzenie Zamku Dobrej Nadziei, najstarszej budowli w RPA, na kawę w Waterfroncie i ostatnie zakupy.
Kapsztad, to zupełnie inne RPA niż to, przez które podróżowaliśmy przez ostatnie dwa tygodnie. Ale wszyscy zgodnie orzekli, że trzeba było zobaczyć wszystkie te miejsca, by mieć pełen obraz tak podzielonego i zróżnicowanego kraju.
Nico w pierwszych dniach pobytu powiedział, że kto raz wypije wodę z RPA, ten będzie miał ten kraj w sobie na zawsze. Nie mylił się. Ja przepadłam.
W głowie mam już plany kolejnych podróży po tym kraju, bo to jeszcze zdecydowanie nie wszystko co ma do zaoferowania.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.

HTML Snippets Powered By : XYZScripts.com