Shimoni, Jack fruit i Feisal – innowator
W nocy temperatura spadła z 31 do 25 stopni i ciężko mi się spało. W naszym domku nie mamy tv, ani Wi-Fi. Na wyspie nie ma instalacji elektrycznej więc żarówki zasilane są panelami słonecznymi. A właściwie jednym panelem, który wystarcza na zasilenie w prąd dwóch wynajmowanych domków i domu właścicieli. Nic dziwnego, słońce świeci tu bardzo mocno od świtu do zachodu, a brak urządzeń elektrycznych pozwala na zgromadzenie w ciągu dnia wystarczającej ilości energii. W pokoju mamy też małą lampkę solarną, którą na dzień wystawiamy na słońce. Po 19, gdy jest już zupełnie ciemno rozświetla nam pokój. Na czytanie jest jednak trochę za ciemno, dlatego chodzimy spać właściwie po kolacji koło 20-21. Na wyspie nie ma też słodkiej wody. Mieszkańcy gromadzą deszczówkę w zbiornikach. Ale wodę każdy tu oszczędza. Za prysznic służy nam 25 litrowe wiadro z zimną wodą i kubek do polewania. W tym upale zimna woda świetnie orzeźwia. Z pewnością pobyt tu może nauczyć oszczędności, zarówno w zużyciu prądu jak i wody. Doskonale pokazuje też, że bez tych rzeczy można się obejść.
Małpy wyczaiły kiedy jemy śniadanie i zawsze wtedy się jedna zjawia, nie wiem czy ta sama czy inna, czekając na skórki po bananach i innych owocach. Myślę, że gdybyśmy tu dłużej pobyli, to byśmy ją na tyle oswoili, że siedziałaby z nami przy stole
Ranek zaczęliśmy leniwie, leżąc na leżakach i słuchając odgłosów przyrody. Amina powiedziała, że dziś koło 10 będzie najniższy poziom wody. Chcieliśmy to wykorzystać i popłynąć w kierunku skałek koralowych. Udało nam się trafić na miejsce, gdzie było sporo kolorowych rybek, mniejszych i większych. Yacool sfilmował jedną, która atakowała pyszczkiem kamerę, nie pozwalając mu podpłynąć bliżej. Sporo było też dużych jeżowców. Stwierdziliśmy, że poziom wody był wręcz za niski. Trzeba było miejscami uważać, by nie wpaść na rafę. Po 12, gdy poziom wody się podniósł weszliśmy do wody jeszcze raz. Dołączyli do nas nasi szwedcy sąsiedzi. Siedzieliśmy w wodzie ponad godzinę. Woda jest tak ciepła, a oglądanie dna tak ciekawe, że upływającego czasu w ogóle się nie czuje.
Po lunchu mieliśmy iść na kajak, ale fale były tak duże, a my zmęczeni pływaniem, że wizja wiosłowania średnio nam się podobała. W końcu to miały być wakacje, a nie obóz kondycyjny. W zamian za to postanowiliśmy popłynąć na drugi brzeg i przejść się po Shimoni. Podpłynął po nas Feisal, akurat kończył rejs z grupką turystów. Wracali z Kisite Marine Park. My zdecydowaliśmy się popłynąć tam razem z Feisalem jutro.
Shimoni jest bardziej ruchliwe niż Wasini. Tu kończą bieg autobusy i matatu. Jest też sporo chłopaków na motorkach. Dzieciaki biegają po ulicach, dorośli siedzą w barach, albo przed sklepami. Weszliśmy do lokalnej knajpy, „Four Table”, yacool zjadł swoje ulubione chappatti z sukumą, ja sałatkę owocową. W wiosce jest wypożyczalnia gier na PSP2 i PS3! Na straganie dojrzałam jakiś wielki owoc. Chłopak powiedział, że to „jack fruit”. Zaproponował, że może nam sprzedać kawałek na spróbowanie. Po przekrojeniu posmarował owoc olejem roślinnym, by zebrać z niego gumowatą maź. Pestki się wyrzuca, je tylko brzegi, podobne trochę w wyglądzie do ananasa. W smaku trochę jak dawna guma balonowa „donald”, słodki i taki do pogryzienia, nie rozpuszcza się w ustach. Coś nowego.
Feisal też zrobił zakupy i razem wróciliśmy na Wasini. Na łódce płynęła z nami też inna rodzina. Dziewczyna była bratanicą Feisala. W sklepie, w wiosce sprzedaje jego brat, drugi ma plantację kokosową po drugiej stronie wyspy. W sumie jest ich 12 rodzeństwa, w tym pięć sióstr. Śmiałam się ze sklepikarzem, że to ich rodzinna, niemal prywatna wyspa.
W wiosce zwróciłam uwagę na odmalowany na biało budynek z ładnymi drewnianymi konarami w oknach. To też należy do Feisala i to był jego pomysł by zrobić takie okna. Nigdzie indziej takich na wyspie nie widziałam. Odnawia swój stary dom i przeznaczył go na klub dla dzieciaków. Starsi mają klub footbolowy. Ten ma być dla małych dzieci. Feisal chce uczyć dzieci ekologii, edukować je w zakresie nie zanieczyszczania ich wyspy. Rozdaje im worki, by dzieciaki mogły zbierać plastiki. W zamian dostają nagrody, np piłki do gry w nogę. W klubie Feisal chce, by dzieci miały też dostęp do książek, by mogły się uczyć. Swoimi pomysłami i zaangażowaniem Feisal próbuje zarazić dzieciaki, dorośli są oporni, wielu patrzy na niego ze zdziwieniem. Ale dzieci powoli zaczynają rozumieć i reagować. Zwracają na przykład uwagę matce czy ojcu, którzy po wypiciu butelki z wodą wyrzucają ją przez ramię. Tak jak w Lamu Ali, który pracuje nad flipflopową łodzią, tak Feisal na Wasini stara się zmienić podejście i świadomość swoich sąsiadów. W jednym z domków, które tu wynajmuje (Blue Monkey Cottage) ma małą kolekcję książek po polsku, które zostawiają mu polscy turyści, a które on czyta w wolnych chwilach. Bardzo chciałabym tu jeszcze kiedyś przyjechać, może przywieźć jakieś drobiazgi, które mógłby rozdawać dzieciom w klubie jako nagrody za sprzątanie plaż i wioski ze śmieci. Tu dzieci nie mają rozrywek więc to mogłaby być dla nich fajna zabawa i rywalizacja, a każdy otrzymany drobiazg w nagrodę jest dla nich jak skarb.
Tu na wyspie, inaczej niż w Iten nikt nie chodzi głodny. Wody są pełne ryb i innych owoców morza, wystarczy wyjść na spacer. To też powoduje, że ludzie, głównie mężczyźni są leniwi. Całe życie mija im na nic nie robieniu. Domy budują z tego co znajdą na ziemi, żywi ich morze, ciepło jest tu cały rok, nie trzeba ogrzewać, światła elektrycznego nie potrzebują. To jest życie w zgodzie z przyrodą, z cyklem dnia i nocy. Cieszę się bardzo, że mamy okazję tego doświadczać.