Norwegia – Haugesund

 

Kolejny ciepły i słoneczny dzień w Bergen. Zaliczyliśmy ostatni spacer po mieście i starej, handlowej dzielnicy portowej Bryggen. W jednym z zabytkowych domów była informacja turystyczna, ze zdjęciami i makietą XVIII wiecznego miasta. Do portu przybił dziś duży statek rejsowy i nabrzeże pełne było turystów. W ustronnej małej kawiarence wypiliśmy kawę/ colę i poszliśmy na dworzec autobusowy. Miasto jest dość pagórkowate i zwiedzając jego różne zakamarki można trochę zmęczyć nogi.

HAUGESUND
Do Haugesund jechaliśmy bardzo komfortowym autobusem piętrowym, pachnącym nowością. Wykupiłam wcześniej bilety i miejsca na samej górze w pierwszym rzędzie, by mieć dobre widoki na trasę. Te jak zawsze w Norwegii nie zawiodły. Część podróży pokonaliśmy promem, który szybko płynął wśród małych wysepek. Na promie można było wysiąść z busa i podziwiać okolice z wyższego pokładu promu. Cała podróż z Bergen zajęła nam niecałe 3h. Szybko zameldowaliśmy się w hotelu i poszliśmy coś zjeść. Janek jest na etapie ciągłego bycia głodnym…nie jest lekko, zwłaszcza w Norwegii 😉

Jak dziecko było syte, to mogłam zapodać dłuższy spacer. Mimo pochmurnego nieba, wciąż było ciepło i nie padało. Poszliśmy na spacer poza miasto, po drodze mijając pomnik/ statuę Heralda Pięknowłosego. Był to pierwszy król Norwegii, który po zwycięskiej bitwie nad wodami Hafrsfjordu w 872r. zjednoczył wojujące księstwa w jeden naród. Upamiętnia to monument, który powstał w 1872 r., dokładnie 1000 lat po tamtych wydarzeniach. Na niewielkim kopcu postawiono 17-to metrowy granitowy obelisk. Poniżej, dookoła wzgórza stoi 29 znacznie mniejszych obelisków, które mają symbolizować ówczesne norweskie księstwa. Doszliśmy do cypla z latarnią morską i tu na dziś postanowiliśmy zakończyć. W hotelu ponownie byliśmy przed 22 idąc spać przy świetle dnia 😉

Dziś ostatni dzień w Norwegii. Tym razem poruszamy się bez wynajętego auta. Wynajem samochodu jest tu potwornie drogi, aczkolwiek komunikacja publiczna busy/ pociągi też sporo kosztują…
Tak więc planując tripy jesteśmy uzależnieni od rozkładu połączeń.
Nie chciałam już dziś ryzykować dalszych wypraw, żeby na pewno dojechać potem na czas na lotnisko. Poszliśmy więc wczorajszą trasą wzdłuż wybrzeża, Coastal Path. Tyle, że dziś doszliśmy kawałek dalej. Po drodze mijaliśmy pasące się owce. Doszliśmy też do betonowych rzeźb koni stojących w płytkiej wodzie zatoczki. Końskie głowy to były pompy naftowe. Muszę dokładnie doczytać, co symbolizują te rzeźby, ale na pewno jest to związane z przemysłem naftowym, który stanowi o bogactwie Norwegii. Swoją drogą czytałam, że z tą ropą to był spory łut szczęścia. Złoża odkryto (w 1969 r) na terenach, które Norwegii podarowała Wielka Brytania (oczywiście nieświadoma drzemiącego w tych wodach potencjału). W tamtym okresie Norwegia była jeszcze bardzo biednym krajem. Dziś jest jednym z najbogatszych i co roku rywalizuje między innymi z Danią i Szwecją o miano kraju najszczęśliwszych ludzi.

Na niewielkie lotnisko z centrum miasta dojechaliśmy autobusem w ok 30 minut. Po drodze mijając znowu zielone łąki i kolorowe drewniane domki.

Kilka refleksji z pobytu:
– Najbardziej chyba zaskoczyła mnie znajomość angielskiego dosłownie wszystkich i to angielskiego na bardzo dobrym poziomie z brytyjskim akcentem. Po angielsku mówią tu wszyscy, kierowcy w autobusach i kontrolerzy w pociągach (witają przez mikrofon pasażerów i mówią w skrócie o podróży w jęz. norweskim i angielskim), sprzedawcy w sklepach (tu często są to Hindusi, Afrykanie, Azjaci), a nawet pan pracujący na peronie w małej wiosce w górach – Myrdal.
– Po ulicach jeżdżą głównie samochody elektryczne.
– Mimo, wydawałoby się srogiego klimatu, wszędzie spotkać można olbrzymie pięknie kwitnące rododendrony.
– Jest tu schludnie i ładnie. Przy ulicach nie ma szpecących billboardów reklamowych.
– Do tej pory unikałam planowania wycieczek po Norwegii bojąc się deszczowej i zimnej pogody. Tymczasem spędziliśmy pięć dni w pięknym słońcu, a jednocześnie bez nadmiernego upału. W sam raz na zwiedzanie.
– Jest drogo, za hamburgera z frytkami i colą płaciliśmy około 100 zł, za dobrą rybę w restauracji, czy sałatkę z krewetkami ok 120-150 zł. Z drugiej strony rok temu w Chorwacji prawie spadłam z krzesła jak zobaczyłam rachunek za obiad…
Mając wynajęte mieszkanie można żywić się taniej, w markecie kupując składniki lub gotowe dania mrożone (pizza czy danie „na patelnię” to cena ok 30 zł).

Norwegia okazała się dla mnie hitem. Po latach jeżdżenia do krajów Morza Śródziemnego, myślę, że to będzie kierunek na kolejne wyjazdy 🙂

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.